Betowała: nieoceniona Rzan. Dziękuję jej z całego
serduszka <3
Poranek na Teneryfie zapowiadał wspaniały dzień — słońce
świeciło pełną mocą, a na niebie nie było ani jednej chmurki. Można powiedzieć,
że to idealny moment na całodniową wycieczkę. Nie bez przyczyny hol hotelu
Albatros z minuty na minutę zapełniał się turystami. Właśnie dziś miały
rozpocząć się wycieczki krajoznawcze, które zawsze cieszyły się ogromnym
zainteresowaniem. Większość oczekujących osób prowadziła zażyłe dyskusje na
temat miejsca, do którego mieli się udać. Z oferty wiedzieli, iż będą mieli
okazję obejrzeć Loro Park — największy ogród botaniczno-zoologiczny
umiejscowiony w centralnej części wyspy. Słyszeli wiele pochlebnych opinii o
tym miejscu, więc skrycie liczyli na ekscytujący i pełen wrażeń dzień.
Najbardziej z wyjazdu cieszyły się dzieci, które biegały w tę i z powrotem, nie
mogąc doczekać się przyjazdu autokaru.
Jednak wśród turystów byli także tacy, którzy w ciszy
oczekiwali na to, co nastąpi. Tak właśnie zachowywała się stojąca przy ścianie
i z wypiekami na twarzy przeglądająca niewielki przewodnik Hermiona. Podniosła
wzrok, wypatrując autobusu, jednak nadal go nie było, dlatego czytała dalej.
Nagle poczuła czyjąś obecność. Ukradkiem zerknęła w tamtą stronę i zobaczyła
uśmiechniętego Mateo.
— Hej — powiedziała wesoło.
— Cześć, dawno przyszłaś?
— Nie, parę minut temu. — Uniósł brew, jakby nie wierzył w
jej słowa, co skomentowała cichym westchnieniem. — Dobra, jestem tutaj już
jakiś czas, ale po prostu nie mogłam się doczekać.
— Tak bardzo się cieszysz na ten wyjazd?
Skinęła głową z entuzjazmem.
— O tak! Zawsze o tym marzyłam, to znaczy… jak byłam małą
dziewczynką, nie miałam okazji zwiedzać takich miejsc, a uwielbiam odkrywać i
poznawać. Zawsze chciałam przylecieć na Teneryfę i zobaczyć ją od środka. Poza
tym z tego przewodnika wyczytałam tyle ciekawych informacji! — powiedziała,
kartkując egzemplarz. — Wiedziałeś, że Loro Park jest jednym z najbardziej egzotycznych
miejsc w tej okolicy? Można tam zobaczyć afrykańskie zwierzęta i zagrożone
gatunki roślin! Myślisz, że będziemy mieli okazję się im przyjrzeć?
— Prawdopodobnie. O ile mi wiadomo, to całodniowa wycieczka,
więc istnieje duże prawdopodobieństwo, że…
— Och! Tam nawet są pingwiny! Nigdy nie widziałam ich na
żywo, a słyszałam, że to bardzo interesujący gatunek ptaków. Poza tym w parku
jest strefa inicjowana na naturalne środowisko ich życia! Antarktyda na
Teneryfie! Czego to ludzie nie wymyślą.
Wzruszył ramionami.
— Cóż, chcą przyciągnąć turystów, więc…
— Pokazy umiejętności morskich zwierząt! O, to może być
ciekawe i nawet jest w dzisiejszej ofercie! Martwi mnie tylko to, czy one są
tam dobrze traktowane. Wiesz, ja nie jestem zwolenniczką tresury i przetrzymywania
zwierząt w niewoli. Mignęła mi informacja o dobrym traktowaniu, ale… dla
pewności dopytam przewodnika albo kogoś z pracowników. Nigdy nie mogłam patrzeć
na zło wyrządzane bezbronnym istotom…
— Jestem pewny, że są szczęśliwe…
— … które cierpią przez człowieka. W szkole byłam bardzo
zaangażowana w… — urwała, gdy dotarło do niej, co chciała powiedzieć, dlatego
szybko poszukała w głowie innego słowa — dobroczynność. Wiesz, organizowałam
różne akcje wsparcia i tym podobne, ale niestety nawet moi przyjaciele jedynie
udawali, że ich to obchodzi. Prawdę mówiąc, w ogóle się tym nie przejmowali i…
— Popatrzyła na swojego rozmówcę, który patrzył na nią zdumionym wzrokiem. — O
mój Boże, za dużo mówię, prawda? Przepraszam, po prostu jak czymś się
ekscytuję, to nie potrafię tego powstrzymać. I przy okazji zniechęcam do siebie
ludzi. Ciągle z tym walczę, ale zawsze przegrywam. — Roześmiała się,
gestykulując, po czym znowu na niego zerknęła, ale wyglądał na jeszcze bardziej
zszokowanego. — I znowu! Powtarzam się jak katarynka, w kółko to samo i końca
nie widać! A na dodatek brakuje mi tchu i chyba zaraz zemdleję…
Momentalnie Mateo przybliżył się do niej i wyszeptał:
— Hermiono, oddychaj, po prostu oddychaj. — Jęknęła cicho,
wpatrując się w niego, dlatego kontynuował: — Muszę przyznać, że taki monolog
jest troszkę przerażający, ale mnie to nie zniechęciło do poznania ciebie.
Wręcz przeciwnie — jeszcze bardziej tego chcę.
Mrugnął do niej, co spowodowało, że znowu jęknęła. Mateo
stanął jeszcze bliżej kobiety i w tym momencie poczuła się jak w potrzasku,
chociaż domyślała się, że mężczyzna nie ma złych zamiarów. Otworzyła usta, żeby
coś powiedzieć, ale nagle wśród turystów zapanowało jakieś poruszenie. Widząc swoją szansę na
uwolnienie z potrzasku, Hermiona stanęła na palcach i popatrzyła w stronę
wejścia, niby przypadkiem odsuwając od siebie Mateo. Ten uniósł brwi z
zainteresowaniem i podążył za jej wzrokiem.
— Co jest? — zapytał.
Wzruszyła ramionami.
— Chyba coś się dzieje, bo wszyscy patrzą w tamtą stronę.
— Więc chodźmy bliżej — zaproponował.
Bez wahania skinęła głową i razem podeszli do tłumu.
Hermiona zauważyła autobus stojący na podjeździe i człowieka stojącego przy
drzwiach. Jej uwagę przyciągnął strój mężczyzny — jasna koszula z krótkim
rękawem przepasana skórzanym pasem i dopasowane do niej krótkie spodnie za
kolano. Całość dopełniał chroniący przed słońcem kapelusz znajdujący się na
czubku jego głowy. Wymieniła spojrzenia z Mateo, który patrzył na przybysza z
rozbawieniem.
— Jedziemy na safari? — zapytał cicho.
Parsknęła śmiechem.
— O ile wiem, to nie, ale może to… przewodnik pasjonat?
Mrugnął kilkakrotnie.
— Zaczynam się bać, bo jeśli on tak podchodzi do tej
wycieczki, to nie wiem, czy to przeżyję…
Przewróciła oczami.
— Och, nie przesadzaj. Pewnie nie będzie tak źle, zresztą
przekonajmy się. Chyba zaraz coś powie, więc przejdźmy bliżej, bo stąd nic nie
słychać.
Po czym wbiła w tłum, nawet na niego nie czekając. Mruknął
coś pod nosem o przesadnie ekscytujących się kobietach i podążył za nią. Chwilę
później stali między ludźmi i gdy pełne ekscytacji szepty ucichły, przemówił:
— Witajcie niestrudzeni turyści, którzy chcą przeżyć
przygodę swojego życia na tej pięknej wyspie! Nazywam się John Blake i będę wam
towarzyszył podczas podróży po Teneryfie. Dzisiaj zabierzemy was do Loro Parku,
gdzie będziecie mieli okazję zobaczyć zagrożone gatunki zwierząt i egzotyczne
rośliny. Gwarantujemy niezapomniane wrażenia, a zwieńczeniem wycieczki będą
pokazy umiejętności morskich zwierząt! To jak, jedziemy? — zapytał, puszczając
do nich oko.
Tłum zaczął wiwatować, co spowodowało, że przewodnik wypiął
dumnie pierś, po czym przesunął się i wskazał ręką autobus.
— Zapraszam do autokaru, resztę informacji przekażę na
miejscu.
Słysząc jego słowa, ludzie rzucili się do wyjścia, aby zająć
najlepsze miejsca. Hermiona stanęła z boku i czekała aż będzie trochę luźniej.
Przy okazji miała szansę przyjrzeć się przewodnikowi, który z minuty na minutę
wzbudzał coraz większą jej sympatię. Widziała po jego zachowaniu, stroju i
błysku w oczach, że czerpał wiele radości ze swojej pracy, a swą wiedzę chciał
przekazywać innym.
Nagle ktoś chrząknął, co wytrąciło ją z rozmyślań. Zerknęła
w tamtą stronę i zobaczyła Mateo. Od razu stanęła jej przed oczami scena sprzed
kilku minut, dlatego zrobiła mały, prawie niezauważalny, krok w bok.
Przynajmniej miała nadzieję, że tak jest. Niestety usłyszała głuchy jęk, co
było sygnałem, że jednak zauważył.
Szybko popatrzyła na główne wyjście i na zmniejszający się
tłum, dlatego chcąc uniknąć dziwnej rozmowy, powiedziała:
— Chodźmy, już prawie wszyscy wyszli. Zajmą dobre miejsca.
Niechętnie skinął głową i ramię w ramię podeszli do drzwi.
Gdy wyszli na zewnątrz, od razu oślepiło ich słońce. Po założeniu okularów Hermiona
zobaczyła, jak przy autobusie tłoczyli się turyści, a mali chłopcy biegali po
parkingu, śmiejąc się głośno i ignorując nawoływania rodziców. Przelotnie zerknęła
w bok i przed oczami mignęły jej znajome blond włosy. Zamrugała, nie dowierzając
w to, co widziała. Blisko autobusu stał Draco Malfoy we własnej osobie, jednak
wyglądał zupełnie inaczej. Jak mugol. Czarny podkoszulek, jeansy i adidasy
sprawiały, że prezentował się tak… zwyczajnie, jak nie on. Najbardziej
zaskoczyło ją to, że na szyi mężczyzny wisiał aparat fotograficzny. Czyżby
wybierał się na wycieczkę? Oby nie, Merlinie spraw, żeby to nie była prawda.
Jej nadzieje prysnęły jak bańka mydlana, kiedy Malfoy narzucił na plecy
skórzany plecak i wolnym krokiem przeszedł w stronę autobusu. Oczekując na
wejście do pojazdu, powoli, jakby od niechcenia, obrócił głowę w kierunku
wejścia do hotelu i w tym właśnie momencie ich oczy się spotkały. Uniósł brwi
do góry i mogła przysiąc, że za tymi czarnymi szkłami kryją się otwarte szeroko
oczy, ale po chwili jego usta uniosły się ku górze i ułożyły w szeroki uśmiech.
Hermiona błagała Merlina o to, żeby nie przyszło mu do głowy do niej pomachać.
Pragnęła go zignorować i jak na zawołanie usłyszała głos
Mateo. Uratowana!
— Hermiono?
Popatrzyła na niego.
— Tak?
— Mówię do ciebie od paru minut, a ty w ogóle nie słuchasz.
Pytałem, które wolisz miejsce: przy oknie czy od środka?
— Bez różnicy.
— Ja zazwyczaj siadam od okna, bo lubię oglądać widoki, ale
domyślam się, że ty też to lubisz, więc… mogę ci ustąpić.
— Jak chcesz… — bąknęła, ukradkiem zerkając na Draco, który
cały czas się w nią wpatrywał, ruszając przy tym sugestywnie brwiami.
Chrząknęła i wyprostowała się, mówiąc: — Chodźmy do autobusu, wydaje mi się, że
większość ludzi jest już w środku.
Mateo rozejrzał się po parkingu, skinął głową i powoli
ruszyli przed siebie. Hermiona starała się patrzeć na wszystko dookoła, ale jej
oczy i tak mimowolnie kierowały się na Draco, który cały czas dziwnie się
uśmiechał. Naprawdę próbowała go ignorować, ale to było silniejsze od niej.
Musiała dowiedzieć się, co tu robi i czy jedzie na tę wycieczkę. Chciała miło
spędzić dzień, ale mając świadomość, że on kręci się w pobliżu, nie będzie
mogła się rozluźnić i czerpać radości z opowieści przewodnika.
Gdy stanęli przy drzwiach, odwróciła się w stronę Mateo i
powiedziała:
— Zajmij mi miejsce, ja zaraz przyjdę. Muszę… skorzystać z
toalety.
Uniósł jedną brew.
— Teraz?
— Siła wyższa. Idź, poproszę przewodnika, żeby na mnie
zaczekali.
Westchnął i skinął głową, po czym wszedł do środka. Kiedy
zniknął z pola widzenia, Hermiona cofnęła się i skierowała do Draco, który
nadal nie ruszył się ze swojego miejsca. Gdy ją zauważył, zdjął okulary
przeciwsłoneczne i powiedział:
— Cześć, Granger, zapomniałaś czegoś?
Zacisnęła usta w wąską kreskę, krzyżując ręce na piersi.
— Nie, ale zastanawiałam się, co u licha tutaj robisz.
Rozejrzał się dookoła, specjalnie nie omiatając jej
wzrokiem, wziął głęboki oddech i odparł:
— Aktualnie podziwiam ten piękny widok. Nie spodziewałem
się, że może tu być tak… magicznie. Te palmy kokosowe tworzą niesamowity
klimat. Ciekawe jakby się prezentowały w Londynie? Myślisz, że mogłyby się
przystosować?
Hermiona stała oniemiała jego wywodem, jednak już po chwili
odzyskała rezon:
— Nie sądzę, ale to nie jest odpowiedź na moje pytanie.
— Wybieram się na wycieczkę.
Zamrugała dwa razy.
— Żartujesz, prawda?
Uśmiechnął się kpiąco.
— A wyglądam, jakbym żartował?
— Chcesz powiedzieć, że zamierzasz spędzić dzień jak mugol?
— Dokładnie tak.
— Ale dlaczego?
Wzruszył ramionami.
— W sumie nie wiem. Pomysł jeżdżenia na te wycieczki wydał
mi się ciekawy i taki… inny. Poza tym nie masz pojęcia, czym się na co dzień
zajmuję i z kim muszę obcować, więc przestań na mnie patrzeć jak na wariata.
— Ty nigdy tak się nie zachowywałeś, więc pomyślałam, że…
— Że to do mnie nie pasuje? Błąd, Granger. Ostatnio moje
życie wygląda zupełnie inaczej niż kiedyś, ale nie mam zamiaru opowiadać ci
historii mojego życia, bo i tak nie zrozumiesz.
— Ale ja…
— Nie miałaś nic złego na myśli, tak jasne, zawsze tak
mówicie, a dopiero potem okazuje się, jak było naprawdę — powiedział, patrząc
na powoli zamykające się drzwi autobusu. — Radziłbym zakończyć tę pasjonującą
dyskusję i wsiadać do autobusu, bo chyba odjeżdżają.
Hermiona odwróciła się, a kiedy zorientowała się, co miał na
myśli, szybko dobiegła do drzwi i pomachała ręką, żeby zauważył ją kierowca.
Mężczyzna uśmiechnął sięi otworzył drzwi. Kobieta wskoczyła na schodki i weszła
do środka. Rozejrzała się, szukając Mateo, ale na szczęście siedział z przodu,
więc po cichu do niego podeszła. Opadła na miękkie siedzenie i kątem oka
zerknęła na bruneta, który utkwił w niej swój wzrok.
— Wszystko w porządku? — zapytał.
Skinęła głową, a kiedy otworzyła usta, żeby coś powiedzieć,
zauważyła Draco przechodzącego na swoje miejsce. Gdy ich mijał, mamrotał coś
niezrozumiałego pod nosem, jednak zignorowała go. Mateo uniósł brew i śledził
wzrokiem blondyna, aż ten zajął miejsce z tyłu autobusu. Potem popatrzył na Hermionę.
— To ten…
— Tak, to Draco. Wczoraj ci o nim opowiadałam.
— Nie wiedziałem, że lubi zwiedzać.
Jęknęła cicho.
— Ja też nie i obawiam się, że robi to specjalnie, ale będę
go ignorować. Jedzie wielu turystów, więc marne szanse, że na niego wpadnę,
prawda?
****
— Skoro jesteśmy w komplecie, chciałbym serdecznie powitać państwa
w Loro Parku — najpiękniejszym ogrodzie zoologiczno-botanicznym w Europie —
zaczął przewodnik, stojąc na tle loga parku tuż przy głównym wejściu. — Zanim
zaczniemy naszą wycieczkę, chciałbym przekazać parę zasad: przede wszystkim —
trzymajmy się w grupie. Pracownicy parku ułożyli trasę, którą poruszają się
wszystkie grupy wycieczkowe, tak by każdy z nas mógł zwiedzić, jak największą
część ogrodu, dlatego proszę się nie oddalać od reszty — Turyści zaczęli
przytakiwać, dlatego kontynuował: —Podczas oprowadzania krótko przedstawię państwu
historię Loro Parku i opowiem trochę ciekawostek odnośnie przebywających tu
gatunków zwierząt i roślin. Obiecuję, że nie będzie nudno. Ale nie, naprawdę! —
Mrugnął do wpatrzonej w niego blondynki, a ona zaśmiała się krótko. —
Zapewniam, że będą państwo zadowoleni. Zapraszam.
Gdy odszedł, turyści zaczęli rozmawiać głosami pełnymi
ekscytacji i radości. Dzieci próbowały dojrzeć to, co ukrywało się za wysokim
ogrodzeniem, jednak ich starania poszły na marne. Hermiona, czekając, aż
przejdzie tłum, podeszła do bilbordu ukazującego plan Loro Parku i zaczęła go
analizować. Była tak tym pochłonięta, że nie spostrzegła zbliżającego się do
niej Mateo. Gdy był dostatecznie blisko, powiedział:
— Zapowiada się fajny dzień, prawda?
Na jej twarzy pojawił się radosny uśmiech, a oczy błyszczały
z ekscytacji.
— O tak, będzie niesamowicie! Zobacz, tu jest tyle dzikich
zwierząt, a te rośliny, o… rany! — Parsknął śmiechem, co skomentowała
spojrzeniem pełnym oburzenia. — Co cię tak bawi?
— Ty — wskazał na nią palcem — a raczej twoja ekscytacja tym
miejscem. Mam wrażenie, że…
— Że co?
— Że obudziło się w tobie duże dziecko, które po raz
pierwszy w życiu jest w wielkim ZOO.
— Wiesz, moje życie nie było takie jak większości
dzieciaków. Chodziłam do szkoły z internatem i rzadko widywałam się z
rodzicami. Nasze wspólne wyjazdy miały miejsce jedynie w wakacje, ale nigdy nie
mieliśmy okazji być w takim miejscu. Więc chyba mam prawo się z tego cieszyć,
prawda? — mówiąc to, założyła ręce na piersi.
— Jasne, a ja mam prawo komentować to, co widzę, prawda? —
sparodiował ją.
— Pewnie…
— Cóż, skoro to sobie wyjaśniliśmy, to wydaje mi się, że
powinniśmy dołączyć do reszty swojej grupy.
Szybko się obróciła, by zauważyć ostatnie zmierzające do
środka osoby. Machnęła ręką na Mateo i oboje ruszyli w tamtym kierunku.
Już po chwili uśmiechnęła się pod nosem i wolnym krokiem podchodziła
do przewodnika, który właśnie zaczynał opowiadać, nie zwracając przy tym uwagi
na rozproszonych po całej alejce turystów. Długo nie zajęło mu zorientowanie
się w sytuacji — gdy tylko się odwrócił, zauważył, że prawie wszyscy turyści
byli zajęci podziwianiem parku, a nie słuchaniem jego wywodu. Jęknął cicho.
— Drodzy państwo, prosiłem o nierozchodzenie się i nieoddalanie
od grupy. Hej, młody człowieku! Przestań potrząsać tą rośliną, to nie jest
zabawka! — krzyknął, karcąc małego chłopca, który ewidentnie go ignorował, a
rodzice zdawali się sobie nic nie robić z uwag mężczyzny. Wziął głęboki oddech
i obrócił się na pięcie w stronę strefy, w której przebywały goryle. Zaczął pod
nosem coś mruczeć, ale mu przerwano:
— Przepraszam?
Mężczyzna wzdrygnął się, słysząc damski głos. Przez głowę
przeszła mu myśl, że ktoś z gości zrobił coś niestosownego i cała
odpowiedzialność oczywiście spadnie na niego! Przełknął głośno ślinę i odwrócił
się w tamtą stronę. Zobaczył wpatrującą się w niego brunetkę. Miał wrażenie, że
gdzieś już ją widział, ale w tym momencie nic nie przychodziło mu do głowy. Nie
wiedząc, co powiedzieć, otworzył szeroko oczy i jęknął:
— Taak?
— Pan rozmawia z gorylami?
Zaśmiał się nerwowo.
— Nie, oczywiście, że nie. Przecież to niedorzeczne. Kto
normalny rozmawiałby ze zwierzętami?
Hermiona zmarszczyła brwi.
— Wydawało mi się, że…
— To złudzenie — przerwał jej w pół zdania. — Chciała pani o
coś zapytać?
— Tak, ale nie jestem pewna czy to dobry moment. Nie chcę
przeszkadzać w rozmyślaniach…
— Nie przeszkadza pani — odpadł trochę zirytowanym głosem. —
Jak mogę pomóc?
— Czy mógłby mi pan opowiedzieć o początkach Loro Parku?
Zamrugał dwa razy całkowicie zdumiony.
— Naprawdę?
Kobieta uśmiechnęła się lekko.
— Interesuję się historią i chciałabym dowiedzieć się czegoś
o tym pięknym obiekcie. Czy mógłby pan podzielić się ze mną swoją wiedzą?
O ile to możliwe, jego oczy otworzyły się jeszcze szerzej, a
na czole pojawił pot. Szczerze mówiąc, nie spodziewał się, że ktoś z turystów
będzie chciał go słuchać. W jego głowie trwała bitwa myśli, a Hermiona dalej
cierpliwie wpatrywała się w niego z nadzieją, czekając na odpowiedź. Kilka
sekund później, wyprostował się i powiedział:
— O-oczywiście, proszę pani. Z wielką chęcią opowiem o
początkach parku, ale chciałbym zaznaczyć, że dawno tego nie robiłem i istnieje
ryzyko, iż mogę pomylić kilka faktów…
Hermiona machnęła ręką.
— Nic nie szkodzi. Przejrzałam przewodnik, który udostępnili
nam w hotelu i nie potrzebuję suchych historycznych faktów. Chciałabym
posłuchać o idei parku i o znajdujących się tutaj zwierzętach. Czy one naprawdę
zostały uratowane od kłusowników? Czytałam, że są bardzo dobrze traktowane, ale
czy to prawda? Wie pan, to jednak niewola, a ja nie jestem zwolenniczką takich
metod. Powinny żyć w naturalnym środowisku. Oczywiście mam świadomość tego, że
staracie się zapewnić im jak najlepsze warunki, ale i tak jestem tego ciekawa.
Stanęła bliżej przewodnika, który bladł z każdym
wypowiedzianym przez nią słowem. Nie był przygotowany na taki potok słów i
prawdę mówiąc, przerażała go taka bezpośredniość kobiety i masa pytań, które
zadawała. Dobry Boże, w co ja się wpakowałem? — pytał swojej
podświadomości, która jak na złość milczała jak grób.
Jęknął, poluźniając kołnierzyk koszuli.
— Cóż, zapewne pani wie, że główną ideą parku jest ochrona
zagrożonych gatunków zwierząt i roślin przed wymarciem. Pracownicy obiektu
starają się zapewnić im jak najlepsze warunki życia, a najlepszym tego
przykładem są te goryle. — Wskazał boks, przy którym stali. — Proszę sobie
wyobrazić, że przebywa tu siedem samców goryli nizinnych sprowadzonych z
ogrodów zoologicznych w Europie, gdzie mieszkały samotnie. Władze parku
postanowiły się nimi zaopiekować i w taki oto sposób powstała atrakcja ciesząca
się wielkim powodzeniem wśród turystów. Pracownicy bardzo o nie dbają. Swego
czasu sam opiekowałem się Alladynem.
Hermiona uniosła brew z zaciekawieniem.
— Który to?
Mężczyzna wskazał olbrzymiego samca, opartego o pień drzewa.
— Panuje przekonanie, że dzikie zwierzęta są groźne, ale
Alladyn jest bardzo łagodny, być może spowodowane to jest przez wiek. Pamiętam,
jak zaczynałem tutaj pracę i mi go przydzielili. Z początku bardzo się bałem,
ale z czasem złapaliśmy dobry kontakt.
Mężczyzna jeszcze przez chwilę opowiadał o tym, jak zaczęła
się jego przygoda ze zwierzętami. Z przyjemnością zaproponował jej praktycznie
osobistą wycieczkę — musiałby tylko pilnować reszty grupy, ale swoje opowieści
mógłby kierować głównie do niej, gdyby tylko szła wraz z nim.
— Z chęcią panu potowarzyszę, tylko powinnam najpierw
poszukać mojego znajomego. On także interesuje się przyrodą i zapewne chciałby
czegoś się dowiedzieć.
Przewodnik skinął głową.
— Naturalnie. Im więcej osób tym lepiej.
Hermiona zaczęła rozglądać się za Mateo, ale pośród tylu
turystów trudno było dostrzec choćby zarys jego sylwetki. Nie pomagał także
fakt, że ludzie szybko spacerowali po ścieżce, zasłaniając tym samym tych
stojących przy boksach ze zwierzętami. Kiedy już miała opuścić, zauważyła go
nieopodal wejścia do parku. Rozmawiał z jakąś blondynką, która była wyraźnie nim
oczarowana.
— No proszę... — mruknęła Hermiona. — Przez chwilę z nim nie
rozmawiałam i już flirtuje z inną.
Przez moment przypatrywała się scenie przed sobą, jednak dość
szybko odwróciła wzrok i zerknęła na przewodnika, który mamrotał coś pod nosem.
Chrząknęła, chcąc zwrócić jego uwagę.
— Cóż, wygląda na to, że mój znajomy jest zajęty czymś innym
i nie będzie nam towarzyszył.
John mrugnął do niej.
— Jego strata. To jak? Zaczynamy?
Skinęła głową z entuzjazmem, a on wskazał boks, w którym
przebywały jaguary.
— Jaguary — największe dzikie koty Ameryki Południowej,
trzecie co do wielkości na świecie po tygrysie i lwie. Znajdują się na szczycie
łańcucha pokarmowego, przez co mogą żyć na zróżnicowanych siedliskach, takich
jak lasy deszczowe Amazonii, a nawet na suchych stepach Ameryki Południowej…
Tymczasem Draco spacerował między wybiegami i robił zdjęcia
zwierzętom. Nie mówił tego głośno, ale ta różnorodność gatunkowa robiła na nim
ogromne wrażenie. Dodatkowo mógł wypróbować aparat fotograficzny, który jakiś
czas temu kupił w mugolskim sklepie w centrum Londynu. Szczerze mówiąc, był
przekonany, że robienie zdjęć jest dość łatwe, skoro nawet mugole sobie z tym
radzą. Jednak rzeczywistość w tym zakresie okazała się dość brutalna. Jego
fotografie pozostawiały wiele do życzenia i tylko nieliczne w pewnym stopniu
spełniały jego oczekiwania, choć i one były dalekie od ideału. Z niesmakiem na
ustach przeglądał swoje dzieła i aż przeszło mu przez myśl, aby dać sobie z tym
spokój i przestać łudzić się, iż jest w stanie się tego nauczyć. Jednym ruchem
dłoni ściągnął aparat z szyi i już miał włożyć go na dno plecaka, ale wtedy
zauważył lwa wylegującego się na skale. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby
nie fakt, że samiec patrzył na Draco.
Prosto w jego oczy.
Przez chwilę utrzymywali kontakt wzrokowy i jakaś nieznana
siła sprawiła, iż mężczyzna wręcz zapragnął zrobić mu zdjęcie. Wolnym krokiem
podszedł do barierki, ustawił aparat na wysokości swoich oczu, położył palec na
odpowiednim przycisku i sfotografował olbrzyma, nie przejmując się poprawianiem
ostrości czy kontrastem. Potem obejrzał swoje dzieło i aż jęknął z zaskoczenia.
Lew dumnie patrzył przed siebie i wyglądał jak żywy. Draco uśmiechnął się pod nosem.
Wreszcie zrobił idealną fotografię. Od razu nabrał chęci na więcej. Rozejrzał
się za ciekawym okazem, ponieważ nie chciał być jak inni turyści, co fotografowali
dosłownie wszystko, nawet siebie nawzajem. Niestety nic nie zwróciło jego
uwagi, więc obrócił się na pięcie i skierował w kierunku wybiegu szympansów.
Jednak nie zrobił nawet kroku, ponieważ usłyszał cienki głosik.
— Cześć.
Spojrzał w dół i zauważył małego chłopca uśmiechającego się
od ucha do ucha. Od razu go rozpoznał.
— Och, cześć, Tommy.
— Co robisz?
Draco zmarszczył czoło.
— Nie widać? Zdjęcia.
Chłopiec otworzył szeroko oczy.
— Pokażesz mi?
— Nie — oświadczył krótko, omijając dziecko i idąc przed
siebie z wysoko podniesioną głową. Miał nadzieję, że w taki sposób szybko się
go pozbędzie. Naprawdę nie miał ochoty na pogawędki.
Niestety mógł jedynie o tym pomarzyć. Nie zdążył nawet
podejść do barierki, a Tommy stał obok niego.
— Proszę, proszę, proszę! Ja chcę tylko zobaczyć. Nie
zepsuję, obiecuję!
Draco ostatkiem sił powstrzymywał się przed wybuchem, ale
postanowił zachować spokój. Przynajmniej na razie. Powoli obrócił głowę w lewo
i zapytał:
— Co ty tu w ogóle robisz? Nie powinieneś trzymać się
rodziców?
— Są tutaj. To mogę obejrzeć zdjęcia?
Draco zignorował jego pytanie i rozejrzał się dookoła
siebie, ale oprócz niego w pobliżu nie było dorosłych. Rzucił ostre spojrzenie
Tommy’emu, który zrobił niewinną minę. Jak dziecko, które coś zbroiło.
— Tommy, czy ty znowu uciekłeś?
Chłopczyk spuścił wzrok i założył ręce na plecy. W tym
momencie Draco był pewny, że ma rację. Oczywiście postanowił odprowadzić go do
rodziców, którzy zapewne odchodzili od zmysłów, ale najpierw musiał mniej
więcej dowiedzieć się, gdzie mogą się znajdować. W tym tłumie ciężko
kogokolwiek znaleźć, a on miał dodatkowe utrudnienie, ponieważ nigdy ich nie
widział.
Przez chwilę zastanowił się, w jaki sposób powinien
przeprowadzić tę rozmowę. Na pewno nic nie zdziała krzykiem i podniesionym
głosem, dlatego wpierw musiał opanować buzujące w nim emocje. Zawiesił aparat
na szyi i kucnął przed Tommym, który uniósł głowę, ale nadal milczał.
Draco wziął głęboki oddech.
— Gdzie stali twoi rodzice, kiedy od nich odszedłeś? —
zapytał spokojnym głosem.
Chłopiec przez chwilę patrzył na niego, a potem powoli
spojrzał za siebie i wskazał gestem.
— Tam. Patrzyliśmy na goryle, ale to strasznie nudne, bo one
nic nie robiły, tylko siedziały na trawie. Mama powiedziała, że możemy
posłuchać opowieści tego pana, co przyjechał autobusem do hotelu. Nazwała go
tak dziwnie… przenocnik?
— Przewodnik — poprawił go Draco.
— Właśnie! Początkowo myślałem, że to będzie fajne i w
ogóle, bo lubię słuchać historii, ale wystarczyło, że na niego spojrzałem i od
razu wiedziałem, że to nie dla mnie. A potem podeszła do niego taka pani i
zaczęli rozmawiać. Tata szukał czegoś w plecaku i mama mu pomagała, a ja wtedy
sobie poszedłem. Ale od razu zauważyłem ciebie i jestem. Cieszysz się? —
zapytał z uśmiechem.
Mężczyzna popatrzył na niego z zaskoczeniem. Sam fakt, że
nie chciał słuchać nudnych opowieści przewodnika, jakoś go nie zdziwił, ale to,
że do niego lgnął, bardzo go zaskoczyło. Zazwyczaj dzieci omijały go szerokim
łukiem, a Tommy wręcz przeciwnie. Patrzył swoimi dużymi oczami i chłonął każde
słowo jak gąbka. W jakiś sposób połechtało to jego ego, ale równocześnie zdawał
sobie sprawę z tego, iż rodzice chłopca umierają ze strachu i prawdopodobnie
właśnie go szukają. Dlatego nie zastanawiał się długo nad tym, co powinien
zrobić.
— Wiesz, Tommy, to bardzo miłe, że chciałeś ze mną
rozmawiać, ale myślę, że twoi rodzice się o ciebie martwią i powinieneś jak
najszybciej do nich wrócić.
— Ale oni wiedzą, że to ty mnie uratowałeś! Mówiłem im.
Draco głęboko westchnął.
— Nie wątpię w to, ale oni mnie nie znają. Poza tym nie
można bez słowa znikać z ich oczu. Są za ciebie odpowiedzialni. Widziałeś, ilu
tu jest turystów? To bardzo niebezpieczne.
Tommy tupnął nogą.
— Ja się nie boję! Jestem duży.
— Och tak, nie wątpię, ale teraz daj rękę. Idziemy do
rodziców — powiedział Draco, podając chłopcu rękę, ale ten pokręcił głową i się
nadąsał.
— Nigdzie nie idę. Chcę obejrzeć twoje zdjęcia. Obiecałeś
mi! — jęknął.
Draco z trudem trzymał nerwy na wodzy, a przed wybuchem
powstrzymywało go tylko to, że Tommy mógłby się rozpłakać i wtedy rodzice
mogliby wymyślić niestworzone teorie dotyczące tego, co zrobił ich dziecku.
Spojrzał w dół, zastanawiając się, w jaki sposób mógłby go zachęcić.
Mały ewidentnie nie chciał uczestniczyć w rozrywkach, jakie mu zapewniali. O
ile w ogóle słuchanie opowieści przewodnika można uznać za sposób spędzania
wolnego czasu. On nigdy za tym nie przepadał i był szczerze zdumiony, że Tommy
momentami tak bardzo go przypominał. Być może to spowodowało, że mały tak do
niego lgnął.
Wpadł mu do głowy iście ślizgoński plan.
Znów kucnął przed chłopcem, uśmiechając się lekko.
— Mam dla ciebie pewną propozycję.
Tommy udawał niewzruszonego, jednak w jego oczach pojawiło
się coś na kształt ciekawości. Przez chwilę patrzyli na siebie, ale potem
chłopczyk uniósł jedną brew i mruknął:
— Jaką?
— Pokażę ci zdjęcia, które zrobiłem, ale zanim to zrobię,
poszukamy twoich rodziców i we czwórkę je obejrzymy. Co ty na to?
Maluch od razu się rozpromienił.
— Naprawdę mi je pokażesz?
— Jasne, to jak idziemy?
Tommy szybko chwycił jego dłoń i gwałtownie pociągnął, przez
co Draco z ledwością uniknął upadku. Gdy już stał na własnych nogach, wolnym
krokiem ruszyli przed siebie. Niestety Malfoy miał utrudnione zadanie, ponieważ
nie wiedział, jak wyglądają rodzice chłopca, dlatego zaczął go wypytywać.
— Pamiętasz może, jak była ubrana twoja mama albo tata? To
bym nam bardzo ułatwiło poszukiwania.
Chłopiec zamyślił się, zagryzając przy tym wargę.
— Mama miała taki śmieszny duży kapelusz, a tata kolorową
koszulę, chyba niebieską. Tylko tyle pamiętam…
— Nic nie szkodzi. To daje nam jakiś obraz sytuacji. Myślę,
że bez trudu ich znajdziemy — uspokoił go Draco, w międzyczasie rozglądając się
po strefie.
Niestety w tym tłumie turystów nie mógł dostrzec wskazanych
szczegółów. Poszukiwania utrudniał fakt, że większość kobiet miała kapelusze na
głowach, a mężczyźni kolorowe koszule.
Merlinie, dlaczego tak to utrudniasz? — zastanawiał się, powoli tracąc nadzieję na sukces.
Nagle Tommy zatrzymał się, a Draco popatrzył na niego
pytająco.
— Coś się stało? — zapytał.
— Tutaj stałem z rodzicami, bo mieliśmy słuchać przewodnika.
O, ta pani jeszcze z nim rozmawia, ale nie widzę nigdzie mamusi i tatusia.
Gdzie oni są?
— Spokojnie, zaraz ich znajdziemy. Chodź, zapytamy
przewodnika, czy nie powiedzieli mu, że cię szukają.
Tommy zaczynał tęsknić za mamą, więc był w stanie zgodzić
się na wszystko, byleby ją zobaczyć.
— Dobra — wymamrotał.
Draco ścisnął trochę mocniej jego dłoń i skierował się do
przewodnika. Jednak zatrzymali się raptownie, gdy dotarło do niego to, co
widział. Z pracownikiem parku rozmawiał nie kto inny tylko Hermiona Granger.
Chociaż w sumie nie można było nazwać tego rozmową, bo to ona mówiła, a on
słuchał i z każdym wypowiedzianym przez nią słowem, bladł coraz bardziej.
Draco prychnął pod nosem, zastanawiając się, dlaczego ona
tak się zachowuje. Przecież to, że sporo wie, nie znaczy, że może innych tym
katować. Szczerze współczuł temu przewodnikowi i za nic w świecie nie chciałby
się z nim zamienić.
Nagle poczuł, że ktoś ciągnie go za podkoszulek. Spojrzał w
tamtym kierunku i zobaczył Tommy’ego.
— Dlaczego się zatrzymałeś? Mieliśmy zapytać tego pana o
moich rodziców.
— Ja… ja…
Chłopczyk zerknął na Draco, a potem na Hermionę i zastanowił
się chwilę. Miał wrażenie, że gdzieś już ją widział. Podrapał się po włosach i
jak na zawołanie go oświeciło. Widział ją wczoraj na basenie i… rozmawiała z
Draco!
— Ty ją znasz! Widziałem, jak wczoraj rozmawialiście! —
wypalił, szeroko otwierając oczy.
Draco już miał coś odpowiedzieć, ale z opresji uratował go
kobiecy krzyk:
— Tommy! O mój Boże, synku! — Dobiegła do nich kobieta w
średnim wieku i od razu objęła dziecko za szyję. Potem obróciła głowę i
krzyknęła: — Ted, znalazłam go!
Mężczyzna zerknął na nich z niedowierzaniem i szybko
przybiegł we wskazane miejsce. Teraz Draco miał okazję przyjrzeć się rodzicom
Tommy’ego. Wyglądali dość zwyczajnie i prawdę mówiąc, nie wyróżniali się z
tłumu turystów. Poza tym opis, który podał chłopiec, był daleki od
rzeczywistości. Kobieta miała na głowie niewielki słomkowy kapelusz, a
mężczyzna błękitny podkoszulek.
— Mamusiu, dusisz mnie! — jęknął chłopczyk, który właśnie
mocował się z matką, a ta wyglądała, jakby nie miała zamiaru wypuścić syna ze
swych objęć.
Kobieta nawet się tym nie przejęła i zdawało się, że
ścisnęła go jeszcze mocniej.
— Dlaczego nam to robisz, Tommy? Znowu nam uciekłeś! Zdajesz
sobie sprawę z tego, jak bardzo byliśmy przerażeni, gdy się zorientowaliśmy, że
nie ma cię obok nas?
— Byłem z Draco! Chciałem zobaczyć zdjęcia! — usprawiedliwiał
się chłopiec.
Rodzice popatrzyli po sobie, a potem na Draco, który patrzył
na tę scenę obojętnym wzrokiem. Z jednej strony cieszył się, że odnaleźli swoje
dziecko, ale z drugiej wiedział, że będzie musiał się z tego tłumaczyć, mimo
tego, że nie zrobił nic złego. Tommy znowu sam do niego przyszedł. On nawet go
do tego nie zachęcał. Widząc jednak przejęte wyrazy twarzy kobiety i mężczyzny,
odchrząknął i powiedział:
— Proszę państwa, chciałbym coś wyjaśnić. Do niczego nie
namawiałem waszego syna. Nie wiem, w jaki sposób wypatrzył mnie wśród tłumu
turystów, ale pragnę dodać, że właśnie was szukaliśmy, chociaż Tommy trochę
podkoloryzował to, jak państwo wyglądają. — Zerknął przelotnie na chłopca,
który ewidentnie unikał jego spojrzenia. — Niemniej jednak mogą być państwo
spokojni, ponieważ pod moją opieką nic złego mu się nie stało. Jest cały i
zdrowy, chociaż niezły z jego psotnik.
Ojciec chłopca parsknął śmiechem.
— To prawda. Musimy mieć oczy dookoła głowy, żeby za nim
nadążyć. Nie wiem, dlaczego tak się zachowuje. Może to ten klimat?
Draco roześmiał się krótko na słowa mężczyzny.
— Być może. Radziłbym jednak trochę bardziej go pilnować.
Kobieta skrępowana przytaknęła.
— Dziękujemy panu za pomoc. Zrobię wszystko, żeby Tommy już
nam nie uciekł. Kochanie, przyrzekniesz mamusi, że już więcej nie będziesz
rozrabiał? — zapytała, patrząc na syna.
Tommy podniósł wzrok i naburmuszył się trochę, zakładając
ręce na piersi.
— Ja nie rozrabiam. Chcę się bawić, a nie nudzić! Przewodnik
jest nudny i, i… ja nie chcę! Wolę obejrzeć zdjęcia!
Kobieta zmarszczyła czoło, próbując zrozumieć, o co chodzi
jej synowi.
— Jakie zdjęcia, synku? Te, które zrobił tatuś?
Chłopiec pokręcił głową.
— Nie! Chcę zobaczyć te, które zrobił Draco! Miał mi je
pokazać, jak was znajdziemy. Prawda, Draco?
Malfoy przełknął ślinę, widząc proszące spojrzenie Tommy’ego
i zaskoczenie na twarzy jego matki. Jęknął cicho.
— Tommy nie chciał państwa szukać, więc powiedziałem mu, że
pokażę mu wykonane przeze mnie fotografie zwierząt z Loro Parku. Ale myślę, że
to może zaczekać, poza tym jeszcze nie sfotografowałem wszystkich okazów.
— Ale obiecałeś mi! — fuknął chłopczyk.
Dorośli popatrzyli na niego, nie do końca wiedząc, co
powinni powiedzieć w takiej sytuacji. Prawdę mówiąc, nikt z nich nie chciał,
aby poczuł się zawiedziony, dlatego trzeba było wymyślić alternatywne
rozwiązanie.
Przez chwilę panowała cisza, ale wtedy niespodziewanie
odezwał się Ted:
— Wydaje mi się, że najlepiej będzie, jeśli umówimy się z
panem w hotelu i tam na spokojnie obejrzymy wszystkie zdjęcia z dzisiejszej
wycieczki. Co ty na to, Tommy? — spytał, ale mały spuścił wzrok. — Oj, synku
nie bądź zawiedziony. Będziesz miał szansę zobaczyć wszystkie zwierzęta i
rośliny! A my przy okazji lepiej się poznamy.
Draco skinął głową, to samo uczyniła żona Teda.
— To bardzo dobry pomysł. Ewidentnie Tommy pana polubił i
chcielibyśmy więcej się o panu dowiedzieć i dodatkowo podziękować za pomoc w
samolocie. Teraz sobie przypomniałam, że Tommy wspominał pana imię. Nawet nie
wiem, jak za to dziękować. Gdyby nie pan…
Draco machnął ręką.
— Nie ma za co dziękować. Przypuszczam, że każdy by tak się
zachował, gdyby był na moim miejscu.
— Nie każdy, oj nie każdy — mruknął Ted. — Myślę, że
powinniśmy już iść. Zapewne zobaczymy się w hotelu.
— Tak, racja. Chodź, synku. Pooglądamy lwy, co ty na to? —
zagadnęła kobieta naburmuszonego chłopca, który ewidentnie nie był zachwycony
perspektywą wspólnego spędzania czasu z rodzicami.
Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, łapiąc mamę za rękę.
Przeszli kilka kroków i wtedy obrócił się do Draco, mówiąc:
— To cześć, zrób ładne zdjęcia. Wiesz takie…
reprezentatywne.
Blondyn parsknął śmiechem, słysząc ostatnie wypowiedziane
przez małego słowo.
— Jasne, postaram się, żeby były idealne — powiedział do
dziecka, a potem przeniósł wzrok na jego ojca. — Do widzenia, miłego
zwiedzania.
Mężczyzna skinął głową i cała trójka skierowała się do
części, gdzie przebywały lwy. Draco przez chwilę śledził ich wzrokiem, ale
potem westchnął głęboko i zerknął w przeciwnym kierunku. Prosto na Granger,
która dalej zabawiała rozmową przewodnika. Zapewne to nie jest pierwszy raz,
gdy jakiś nachalny turysta próbuje uzyskać od niego trochę informacji na temat
przebywających tu zwierząt.
Ni stąd, ni zowąd Draco przypomniał sobie o nowym znajomym
kobiety, z którym wczoraj prowadziła rozmowy. O dziwo nie było go w pobliżu,
więc domyślił się, że go ignorowała lub mu się znudziła. Ale zaraz… przecież
siedziała z nim w autobusie. Draco zaczął się rozglądać za tajemniczym facetem,
którego imię brzmiało tak dziwnie, że nie był w stanie go sobie przypomnieć.
Jak przez mgłę pamiętał jego wygląd, więc to w jakimś stopniu ułatwiło mu
poszukiwania. Przez parę minut rozglądał się po turystach, próbując go
zidentyfikować. Gdy już zaczynał tracić nadzieję na sukces, kątem oka zauważył
mężczyznę pasującego do opisu, dlatego zmrużył oczy, aby dokładniej się mu
przyjrzeć. Uśmiechał się szeroko i rozmawiał z jakąś blondynką. Tak,
zdecydowanie to był on. Teraz Draco był niemal w stu procentach pewny, że
Granger go ignorowała i dlatego znalazł sobie inne towarzystwo. Swoją drogą, ta
dziewczyna wyglądała całkiem nieźle. Nie to, co Granger. Nie wiedział, gdzie
pracuje, ale domyślał się, że dostała posadę w Ministerstwie, co przyczyniło
się do tego, że haruje jak wół i zupełnie o siebie nie dba. Ale… co go to
obchodzi? Kogo może obchodzić Granger? — zastanawiał się, karcąc swoją
podświadomość. On ma ciekawsze rzeczy do robienia niż rozmyślanie o niej.
— Właśnie, mam robić zdjęcia, więc dupa w troki i do roboty
— mruknął pod nosem, odwracając się na pięcie i kierując do strefy z
szympansami. W końcu przed tą całą sytuacją z małym miał zamiar je
sfotografować.
Zatrzymał się blisko barierki, ustawił aparat na wysokości
wzroku, próbując zoptymalizować przy okazji rozdzielczość i pstryknął. Od razu
obejrzał swoje dzieło, jednak nie było tym, czego oczekiwał. Rozmazane i
nieostre zdjęcia nie są dobre — nawet on to wiedział. Nie zamierzał się
poddawać i dlatego wykonał jeszcze kilka zdjęć z różnych miejsc. Niestety żadne
nie spełniało jego oczekiwań. Domyślał się, że główną rolę odgrywa tu odległość
od małp. Gdyby można było podejść bliżej… Mrużąc oczy, ocenił teren
wokół strefy, szukając odpowiedniego miejsca. Odpadały barierki po lewej i prawej
stronie, ponieważ wszędzie stali turyści, co bardzo utrudniało fotografowanie.
Nagle ujrzał szczelinę między ścianą a boksem. Może dałby radę tam się wcisnąć?
Podejrzewał, że właśnie tamtędy pracownicy parku wchodzą do małp, aby je
nakarmić. Teraz nie kręcił się tam nikt z obsługi, więc Draco postanowił
skorzystać z okazji. Wolnym krokiem, aby nie wzbudzić niczyich podejrzeń,
przesunął się w kierunku wcześniej upatrzonego miejsca. Turyści zdawali się
tego nie zauważać, więc trochę przyspieszył. Gdy był u celu, szybko złapał w
dłonie aparat i zaczął ustawiać parametry. Szympans właśnie leżał na wielkiej
gałęzi i łapał liście z sąsiedniej. Draco wychylił się do przodu i pstryknął.
Chwilę później podziwiał swoje zdjęcie. Tym razem wyszło tak, jak chciał i według
niego można je było uznać za reprezentatywne. Patrzył na nie, szeroko się
uśmiechając, gdy usłyszał męski głos:
— Proszę pana, tu nie można wchodzić.
Podniósł wzrok i zauważył pracownika obsługi.
— Słucham?
— Z tego miejsca nie wolno fotografować zwierząt —
powiedział spokojnym głosem.
Draco zacisnął usta w wąską kreskę, ale domyślał się, że ten
facet nie da mu spokoju i bez żadnych skrupułów go stąd wyrzuci, jeśli będzie
się stawiał.
Westchnął głęboko i powiedział:
— Dobrze, już idę.
Pracownik parku uśmiechnął się lekko.
— Mam nadzieję, że się panu spodoba to, co przygotowali
treserzy w dalszej części parku.
— O tak, z pewnością. Do widzenia.
Mężczyzna skinął głową i przeszedł do budki stojącej przy
wejściu. Draco w międzyczasie wyszedł ze szczeliny i skręcił w prawo, a stamtąd
prosto do części pokazowej. Gdy był blisko zakrętu, usłyszał dziwny pisk.
Zerknął w tamtą stronę i oczy o mało nie wyszły mu z orbit. Bramka, przy której
robił zdjęcia, była otwarta, a małpy właśnie przez nią wybiegały… prosto na
niego.
— O Merlinie! — szepnął i rzucił się pędem do ucieczki. Nie
zastanawiał się nad tym, gdzie biegnie, chciał jak najszybciej stamtąd uciec. Zerknął
przez ramię, ale na szczęście zwierzęta już go nie goniły. Zatrzymał się,
próbując złapać oddech i zebrać myśli. Cieszył się, że uniknął starcia z tymi
bestiami, ale jego radość trwała krótko, ponieważ przy okazji uzmysłowił sobie,
że jakoś muszą dotrzeć do autobusu, a z tego, co pamiętał, to była to jedyna
droga w tamtą stronę, więc dobrze by było, gdyby wszystko wyglądało jak
wcześniej. Mugole mogliby wszcząć panikę, gdyby zauważyli biegające po ścieżce
małpy i w sumie zaczęło go trochę zastanawiać, dlaczego jeszcze nikt nie
zareagował. Chyba nie miał przewidzeń? Nie miał co liczyć na pracowników parku,
bo pewnie zaganialiby je wieczność. Potrzebował wsparcia. Potrzebował… Granger.
Zacisnął usta, powstrzymując cisnące się na język słowa.
Część jego próbowała uzmysłowić mu, że sam da sobie świetnie radę, ale ta
racjonalna strona przypomniała o istotnym szczególe — nie miał przy sobie
różdżki. Znając jednak Granger, ta jest przygotowana na wszystko, więc istnieje
duże prawdopodobieństwo, że jakoś ją przemyciła. Musiał spróbować, bo to była
jego ostatnia deska ratunku.
****
— Drodzy państwo, proszę o chwilę uwagi. Zaraz przejdziemy
do części pokazowej, gdzie obejrzą państwo niezwykłe widowisko. Nieczęsto udaje
się zobaczyć w akcji orki i delfiny. Mam nadzieję, że każdy z państwa będzie
zachwycony. Zanim tam wejdziemy, chciałbym prosić o to, aby usiedli państwo na
jednym sektorze trybun, który jest przeznaczony dla naszego hotelu. Wszyscy gotowi? W takim razie zapraszam za
mną!
Obrócił się na pięcie i przeszedł alejką otoczoną egzotyczną
roślinnością. Turyści rozglądali się wokół siebie, nie mogąc ukryć zachwytu,
który pojawiał się na ich twarzach.
Wszyscy jęknęli z zadowolenia, przechodząc przez bramę i
widząc przygotowany akwen. Wolnym krokiem przeszli dalej, cały czas rozglądając
się dookoła siebie. Pracownicy parku wskazali przeznaczony dla nich sektor i
turyści zaczęli zajmować miejsca. Oczywiście najszybciej zajęto te usytuowane
najwyżej. Nikogo to nie dziwiło, ponieważ stamtąd był najlepszy widok.
Hermiona stała pośród marudzących osób, które ewidentnie nie
były zadowolone z takiego obrotu spraw. Ona nawet się tym nie przejęła,
ponieważ od razu planowała usiąść z przodu. Tak jak za dawnych, szkolnych
czasów. Jednak z pewnych nawyków się nie wyrasta. Westchnęła głęboko i
prześlizgnęła się obok dwóch rozmawiających ze sobą kobiet, aby usiąść na
miejscu, które przypadkiem wypatrzyła. Gdy je zajęła, uśmiechnęła się lekko,
ponieważ stąd miała podgląd na basen i piękny widok. Te kilka minut do
przedstawienia wykorzystała na obserwację tego, co dzieje się dookoła. Widząc
zakaz fotografowania, wcale się nie dziwiła — z jednej strony błyski fleszy
mogą przestraszyć i oślepić zwierzęta, a z drugiej komercja — pamiątki i
widokówki zawsze można kupić przed wejściem.
Powoli spojrzała przez ramię, orientując się, że turyści
zajęli już wszystkie miejsca, co oznaczało, że przedstawienie niedługo się
zacznie. Podekscytowana zerknęła na scenę, gdzie pojawiła się kobieta z
mikrofonem w ręku. Nie tylko Hermiona ją zauważyła, momentalnie widzowie
ucichli.
— Witam państwa na niezwykłym morskim przedstawieniu.
Dzisiaj obejrzą państwo pokaz umiejętności naszych podopiecznych — orek Niny i
Toma oraz delfinów Flippera i Daisy. Ich trenerzy pracują z nimi od kilku lat, zwierzęta
i ludzie bardzo się z sobą zżyli, ale aby się o tym przekonać, należy to
zobaczyć. Mam nadzieję, że to show pozostanie w państwa pamięci na długo.
Serdecznie zapraszam i życzę dobrej zabawy!
Po trybunach rozniosły się oklaski i krzyk pełen ekscytacji.
Każdy z obecnych ze zniecierpliwieniem czekał na pokaz umiejętności morskich
zwierząt. Nawet Hermiona, która nie była zwolenniczką zniewolenia i tresury, w
głębi siebie była ciekawa tego, co te stworzenia potrafią. Przewodnik dokładnie
wyjaśnił jej, w jaki sposób trafiły do parku i w jakich warunkach żyją.
Początkowo nie była przekonana, że są tu szczęśliwe, ale mężczyzna opowiadał
tak przekonująco, że postanowiła dać im szansę i samemu się przekonać.
Nagle puszczono muzykę, zwiastującą początek przedstawienia,
dlatego Hermiona wyprostowała się i czekała. Turyści szemrali z podniecenia i
wtedy na podest wyszła jedna z trenerek, po czym nisko się ukłoniła. Została
przywitana owacjami, jednak wszyscy czekali na bohaterów przedstawienia — orki.
Niestety nigdzie nie było ich widać. Hermiona domyślała się, że organizatorzy
po prostu stopniują napięcie i zwierzęta pokażą się w najmniej spodziewanym
momencie. Pomimo tego ciekawość wzięła górę i wychyliła się do przodu, chcąc
dostrzec jakikolwiek ruch w wodzie. Nie widząc nic, wróciła do poprzedniej
pozycji. Zrezygnowana, przelotnie zerknęła w prawo i aż oniemiała z szoku.
— Malfoy!?
Draco uśmiechnął się lekko i wskazał na nią palcem.
— Niezła dedukcja, Granger.
— Co ty tu robisz?
— To, co inni. Będę oglądał przedstawienie. Jeszcze się nie
zaczęło? — spytał, udając zainteresowanie.
— Jak widać, nie, ale nie o to pytałam. Pytanie brzmi:
dlaczego siedzisz obok mnie? — jęknęła, próbując powstrzymać złość kumulującą
się w jej żyłach.
Draco westchnął, patrząc na nią przenikliwie.
— Gdybyś obserwowała wszystko, co ma miejsce wokół ciebie,
wiedziałabyś, że w tym sektorze jest tylko jedno wolne miejsce. Pech chciał, że
znajduje się tuż obok ciebie. Jednakże pragnę zaznaczyć, że przyjechałem tutaj
tym samym autobusem co ty, mieszkam w tym samym hotelu co ty, na tym samym
piętrze co ty i nawet w sąsiednim pokoju, co nadal nie mieści mi się w głowie,
ale chciałbym ci przypomnieć, że bodajże wczoraj wieczorem zawarliśmy coś w
rodzaju ugody, więc może powstrzymasz swój temperament i zapomnisz o
uprzedzeniach z przeszłości, abyśmy mogli czerpać radość z oglądania, tego
jakże cudownie zapowiadającego się, widowiska. To jak, umowa?
Hermiona zamrugała kilka razy, chcąc zrozumieć przesłanie
płynące z jego wypowiedzi. Niechętnie musiała przyznać mu rację, ponieważ
bardzo dobrze pamiętała rozmowę z poprzedniego wieczora i ich rozejm, który
nawiasem mówiąc, sama zaproponowała. Zerknęła przelotnie za siebie i
zorientowała się, że miał rację także w tym, iż tylko miejsce obok niej było
puste.
Jęknęła cicho i wymamrotała:
— Dobrze, masz rację. Nie powinnam tak cię atakować,
przepraszam. Oczywiście możesz koło mnie siedzieć…
— Och, dziękuję! To bardzo miłe z twojej strony — wtrącił
kpiącym tonem.
— Ale tylko wtedy, jeśli nie będziesz mi przeszkadzał w
oglądaniu.
Patrzyli na siebie przez chwilę. Draco miał ochotę jej się
odgryźć, ale wiedział, że będzie potrzebował jej pomocy, dlatego starał się
zachować spokój. Hermiona natomiast pragnęła jedynie w spokoju obejrzeć
widowisko, a sama jego obecność momentalnie podnosiła jej ciśnienie.
W końcu Draco przytaknął i mruknął:
— Jasne, rozumiem. Nie będę się odzywał.
— Fantastycznie. — Hermiona uśmiechnęła się z satysfakcją, a
potem usłyszała jęk turystów i zerknęła na basen, w którym szybko poruszała się
woda. — Och, zaczyna się.
Malfoy prawie niezauważalnie przewrócił oczami, ponieważ w
ogóle nie był zainteresowany tymi morskimi zwierzętami, ale czego nie robi się,
aby zyskać sojusznika w walce z brutalną teraźniejszością?
Tymczasem z błękitnej wody wypłynęła ogromna orka, co
spowodowało kolejną falę zachwytu. Treserka zagwizdała przez gwizdek i wykonała
ruch ręką, dzięki czemu zwierzę wykonało żądaną ewolucję. Następnie
zaprezentowały serię trudnych trików, a każde z nich turyści nagradzali
brawami.
Kilka minut później praktycznie wszyscy widzowie byli
zafascynowani umiejętnościami orek i wpatrywali się w nie, nie ukrywając
zachwytu. Jedynie Draco siedział na swoim miejscu, patrząc na show wzrokiem
pozbawionym emocji. Pragnął stąd uciec, jak najszybciej się da. Zerknął na zegarek,
który wskazywał dość wczesną godzinę, jednak on nie miał czasu czekać. Trzeba
było działać natychmiast. Popatrzył na Hermionę, wpatrującą się w lecące nad
wodą zwierzę. Zdawał sobie sprawę z tego, że kobieta nie pomoże mu ot tak.
Musiał wymyślić jakiś sensowny powód. Chwilę się zastanowił, a potem zapytał:
— Granger, wiesz może, co mamy zwiedzać po przedstawieniu?
Nie odpowiedziała od razu, ponieważ z chwilą, gdy pytał,
zwierzęta pokazywały kolejną trudną sztuczkę, ale gdy tylko skończyły, odwróciła
twarz w jego kierunku.
— Przewodnik mówił, że świat pingwinów i Podwodny Raj.
— Ach, a wracamy inną ścieżką, czy tą samą? Mam na myśli czy
przechodzimy obok części ze zwierzętami.
Patrzyła na niego, marszcząc czoło. Podświadomie starał się
zachować kamienną twarz, aby zbyt wcześnie się nie pogrążyć.
— Gdybyś obserwował ścieżkę, którą tutaj szliśmy,
wiedziałbyś, że po prawej stronie był znak na Podwodny Raj, więc to logiczne,
że będziemy tamtędy wracać. A dlaczego pytasz?
Szczerze mówiąc, nie był przygotowany na takie pytanie,
dlatego musiał migiem wymyślić wiarygodne uzasadnienie. Wyprostował się i wtedy
poczuł aparat wiszący na jego szyi. Uchwycił go w dłoń i uśmiechnął się
szeroko.
— Zdjęcia. — Hermiona uniosła jedną brew, nie podążając jego
tokiem rozumowania, dlatego wyjaśnił: — Chciałem zrobić jeszcze kilka zdjęć.
Wiesz, że wychodzą mi całkiem nieźle? Może nie są idealne, ale z czasem nabiorę
wprawy i będę mógł bez wahania wszystko fotografować jak ci Chińczycy. Swoją
drogą, to bardzo wciągające zajęcie. I co najważniejsze, odstresowujące, więc
powinnaś spróbować.
— Jasne… — Popatrzyła na niego, mrużąc oczy. Podświadomość
podpowiadała jej, że nie do końca jest z nią szczery. Zresztą czy kiedykolwiek
był? Postanowiła zaryzykować. — Dlaczego mam wrażenie, że coś ukrywasz?
Jego oczy otworzyły się szerzej, a żyłka na skroni zaczęła
pulsować przyspieszonym rytmem.
— Ja? Skądże znowu.
— Malfoy…
— Mówię prawdę i nic nie kombinuję. Serio, Granger, mogłabyś
mi zaufać — mruknął z oburzeniem.
Przewróciła oczami.
— Zaufać? Tobie? Błagam, nie jestem aż tak zdesperowanym
człowiekiem. Wiem, że nie znamy się zbyt dobrze, w sensie nie znamy się tak
naprawdę, ale przez te kilka lat wspólnego przebywania w szkole, nauczyłam się rozpoznawać,
kiedy mówisz prawdę, a kiedy łżesz jak z nut i dlatego zapytam jeszcze raz:
dlaczego tak bardzo interesujesz się tamtą częścią? I ani mi się waż opowiadać
historyjek o fotografowaniu dzikich zwierząt, bo ja tego nie kupuję.
Draco zmrużył oczy, niedowierzając, że ona tak szybko go
rozszyfrowała. Cóż, nie ma sensu dłużej tego ukrywać. Pora zmierzyć się z
prawdą.
— Dobra, wypytuję o nią, ponieważ będziemy tamtędy wracać —
powiedział, lecz Hermiona wyłapała lekkie zawahanie w jego głosie.
— I…? — spytała,
nachylając się w jego stronę.
— Ech, obawiam się, że powrót tamtędy może być nieco
utrudniony, ponieważ w wyniku nieoczekiwanego ciągu zdarzeń, wydarzyło się coś,
co w niedługim czasie może zaburzyć ciszę i spokój panujące w tym jakże
egzotycznym i pięknym miejscu.
Hermiona zamrugała i zerknęła na niego z niedowierzaniem.
— Co konkretnie masz na myśli?
Draco westchnął przeciągle.
— Robiłem zdjęcia szympansom no i przypadkiem, naprawdę
przypadkiem, otworzyłem wejście do ich zagrody.
— ŻE CO?! — krzyknęła mu do ucha.
Potarł je ręką i pokręcił karcąco głową.
— Ciszej kobieto, wszyscy ludzie się na nas patrzą. A poza
tym nie zrobiłem tego specjalnie.
Prychnęła z irytacją.
— Jasne już kolejny raz słyszę takie usprawiedliwienie
płynące z twoich ust. Czy to nie dziwne, że znowu w to nie wierzę?
— Jesteś przewrażliwiona i nie ufasz ludziom.
— Och, serio? Ja jestem histeryczką, tak? Czy nie powinieneś
być w innym miejscu i próbować zapobiec zbliżającej się katastrofie?
Znowu wskazał na nią palcem.
— Owszem, powinienem, ale jestem tutaj, ponieważ potrzebuję
twojego wsparcia. Wiesz, we dwoje szybciej sobie z tym poradzimy.
Utkwiła w nim swój wzrok, nie mogąc wyjść z podziwu, jak
bardzo potrafi być bezczelny.
— Podaj mi chociaż jeden powód, dlaczego powinnam ci pomóc.
— mruknęła, a on udał, że myśli nad odpowiedzią, chociaż tak naprawdę znał ją
od początku. — Długo mam jeszcze czekać?
— Nie mam przy sobie różdżki — oświadczył.
Przez chwilę myślała, że żartuje, ale powaga rysująca się na
jego twarzy spowodowała, że szybko zrozumiała, że w tej sytuacji nie ma czasu
na żarty.
— Och, na litość boską! Masz wielkie szczęście, że ja swoją
schowałam do torebki. Naprawdę, Malfoy, nie wiem, gdzie ty masz rozum. Zdajesz
sobie sprawę z tego, jak wielkie szkody mogą narobić te zwierzęta? Najgorsze
jest to, że to nie Hogwart i nie można ot tak za pomocą czarów wszystkiego
odbudować.
— Tak, tak, wiem, będziesz mogła mnie pouczać po drodze,
teraz nie mamy na to czasu — wymamrotał, łapiąc ją za ramię i ciągnąc w stronę
bramy. Była tak zaskoczona jego zachowaniem, że początkowo nawet nie
protestowała. Jednak gdy wyszli na ścieżkę, wyrwała się i popatrzyła na niego
morderczym wzrokiem.
— Całkowicie odjęło ci rozum, Malfoy? Wyprowadziłeś mnie
stamtąd, jakbym była za coś ukarana, a przynajmniej w moim odczuciu to tak
wyglądało.
Draco przewrócił oczami.
— Daję ci możliwość uratowania świata. Czy możesz okazać
chociaż trochę wdzięczności?
— Za co mam być ci wdzięczna? Za to, że zachowałeś się tak
nieodpowiedzialnie i prawdopodobnie doprowadziłeś do katastrofy?
— A jeśli o tym mowa, powinniśmy się pospieszyć, nie ma
czasu na morały. Zrobisz to później, okej? — zaoferował, po czym ruszył przed
siebie. Kiedy zorientował się, że z nim nie idzie, spojrzał za siebie i
krzyknął: — Co tak stoisz? Nie mamy czasu!
Hermiona warknęła z irytacją i przyspieszyła kroku. Dogoniła
go, gdy minęli ogrodzenie „Przepraszamy, chwilowo zamknięte” i „Zakaz wstępu
nieupoważnionym”. Gdy była blisko niego, powiedziała:
— Czy ty myślisz, że możesz mi rozkazywać? Niedoczekanie!
Bardzo dobrze wiem, że muszę posprzątać bałagan, który stworzyłeś. Poza tym nie
mogę zrozumieć, dlaczego nie wziąłeś ze sobą róż… O Merlinie!
Stanęła jak wryta, niedowierzając
własnym oczom. Właśnie znajdowali się w strefie dzikich zwierząt, ale to, co
tam zastali przerosło wszelkie oczekiwania. Szympansy były dosłownie wszędzie:
na drzewach, barierkach i uchwytach na ścianach. Biegały po ścieżce, a jeden
uciekał pracownikowi parku, który próbował go złapać. Hermiona pobieżnie
oceniła sytuację, chcąc oszacować ich szanse na powodzenie jakiegokolwiek
planu, którego prawdę mówiąc, nie miała.
Zerknęła na Draco, który był blady jak ściana. Chrząknęła,
aby zwrócić na siebie jego uwagę. Chwilę mu zajął powrót do rzeczywistości.
— Masz jakiś pomysł? — zapytała.
Wzruszył ramionami i uśmiechnął się półgębkiem.
— Obawiam się, że nie. Wiesz, podświadomie miałem nadzieję,
że ty zaskoczysz mnie swoją błyskotliwością i pokażesz swój gryfoński instynkt
przetrwania. I w ogóle.
Zmarszczyła czoło.
— Ach, czyli mam rozumieć, że to ja mam wykonywać czarną
robotę, a wielki arystokrata będzie podpierał filar i patrzył? — spytała
ironicznie, a on otworzył usta, aby coś powiedzieć, jednak nie pozwoliła mu na
to. — Nie wykręcaj się nieposiadaniem różdżki. To nie jest racjonalny powód.
— Czyżby?
— Owszem. Słyszałeś kiedykolwiek o magii niewerbalnej?
Oczywiście to bardzo trudna sztuka i potrzeba czasu, aby się jej nauczyć...
— Fantastycznie — przerwał jej w połowie słowa.
Czuł się bardzo dziwnie ze świadomością, że zapomniał, po
prostu zapomniał, o innych możliwościach. Żyjąc w mugolskim Londynie, nie miał
możliwości dalszej magicznej edukacji i teraz to się na nim mściło. Szkoda
tylko, że Granger musiała tak dobitnie to wypomnieć. Teraz jednak jego duma
schodziła na dalszy plan, ponieważ trzeba było opanować panujący tu chaos.
Zagryzł wargi, licząc w myślach do dziesięciu, a potem popatrzył na Hermionę.
— Jak mogę ci pomóc?
Była wyraźnie zaskoczona jego pytaniem, ale pomimo tego
uśmiechnęła się lekko i gestem wskazała pracownika parku.
— Poczekamy, aż pójdzie do dyżurki. Wyraźnie sobie nie
radzi, więc postanowi wezwać posiłki. To znaczy, zadzwonić po innych. W tym
czasie przywołam szympansy do zagrody, a ty będziesz stał na czatach i w razie
czego będziesz interweniował. Jakieś pytania?
— Skąd pewność, że on stąd pójdzie?
Wzruszyła ramionami.
— Przeczucie.
Oboje utkwili wzrok w pracowniku parku, który ocierał pot z
czoła i patrzył na zgraję małp z przerażeniem. Biegał za nimi od kilku minut i
tracił już siły. Kiedy odetchnął głęboko i poprawił czapkę na czole, Hermiona
uśmiechnęła się lekko.
— Zaraz to zrobi — wyszeptała.
Zanim Draco zdążył cokolwiek powiedzieć, mężczyzna odwrócił
się na pięcie i poszedł w kierunku dyżurki. Nie mając czasu na zastanawianie,
Hermiona wyskoczyła zza filaru i podbiegła do zagrody. Draco stanął po drugiej
stronie i wypatrywał mugoli. Kobieta wyjęła różdżkę z torebki i wskazała nią na
najbliżej znajdującą się małpę, która w ogóle się tego nie spodziewała. Lecąc w
powietrzu, wymachiwała łapami i piszczała, jednak Hermiona to ignorowała. Gdy
usadziła ją na jednym z drzew w zagrodzie, zaczęła lewitować kolejne. Niektóre
nie stawiały oporu i bez problemu pozwalały na lewitowanie, ale były także takie,
które postanowiły trochę wojować. Na szczęście mimo problemów i siniaków, które
znalazły się na rękach Draco, udało się zamknąć szympansy w ich zagrodzie.
Kiedy Hermiona stanęła blisko przejścia do dalszej części
parku, na ścieżce pojawił się zszokowany opiekun zwierząt. Rozglądał się
dookoła siebie, niedowierzając w to, co widzi. Parę minut temu panował tu istny
sajgon, a teraz wszystkie małpy znajdowały się w swoich boksach. Nagle
popatrzył przed siebie, zauważając Draco i Hermionę, którzy udawali, że zgubili
drogę. Kobieta szybko wyciągnęła przewodnik z torebki i zaczęła go przeglądać.
Ukradkiem zerknęła w bok i aż jęknęła, gdy dotarło do niej, że mężczyzna
zmierza w ich kierunku. Wymieniła z Draco porozumiewawcze spojrzenia.
— Wiesz, to chyba nie tutaj. Ech, to wszystko twoja wina!
Zgubiliśmy się! — krzyknął Draco, drapiąc się po głowie.
Hermiona przewróciła oczami.
— O tak, zawsze najlepiej jest zrzucać winę na bezbronną
osobę! O ile pamiętam, to ty nalegałeś, żeby skręcić w prawo, a tymczasem
Podwodny Raj znajduje się po drugiej stronie! O zobacz na mapę. — Podsunęła mu
mapę pod nos, tak blisko, że nie miał możliwości nic przeczytać. Właśnie wtedy
podszedł do nich pracownik parku. Hermiona uśmiechnęła się szeroko. — O,
zobacz, ten pan tutaj pracuje! Przepraszam, czy mógłby nam pan wskazać drogę do
Podwodnego Raju, bo ten tutaj ma problemy z orientacją w terenie i wydaje mi
się, że zaszliśmy za daleko…
Mężczyzna zmarszczył czoło i przez chwilę mieli wrażenie, że
nie wierzy w żadne z ich słów, ale na szczęście ich obawy okazały się
bezpodstawne.
— Muszą państwo się cofnąć i przy rozwidleniu skręcić w
prawo, a potem minąć klatki z papugami i zejść po schodach do podziemi. Tam
ktoś z pracowników wskaże odpowiednią drogę.
Hermiona się rozpromieniła.
— Dziękuję. Ha, widzisz, miałam rację! Ale ty jak zwykle mi
nie wierzysz — mruknęła do Draco, który machnął ręką.
— Dobra, dobra, chodź już. Do widzenia— pożegnał się, powoli
odwracając się w stronę ścieżki.
Hermiona chciała coś jeszcze powiedzieć, ale widząc wzrok
blondyna, odpuściła i oboje wolnym krokiem szli w stronę rozwidlenia,
zostawiając mężczyznę samego ze swoimi myślami. Gdy przeszli kilka kroków,
Draco zerknął przez ramię, ale nikogo za nimi nie było, dlatego skręcili w lewo
do części pokazowej. Usłyszeli harmider i w pierwszej chwili pomyśleli, że
właśnie są pokazywane efektowne ewolucje, a to owacja widowni. Jednak okazało
się, że przedstawienie dobiegło końca i turyści tworzyli grupy, aby móc
obejrzeć kolejne atrakcje.
Hermiona była zawiedziona takim obrotem spraw. To, co do
tamtej pory widziała na pokazie, podobało się jej i domyślała się, że delfiny
także popisywały się niezwykłymi umiejętnościami. Zerknęła przelotnie na Draco.
— Skończyło się. Przez twój wybryk nie miałam możliwości
obejrzeć pokazu…
Mężczyzna prychnął pod nosem.
— Och, błagam, nie rób z tego takiej tragedii. Odkąd to
jesteś fanką tresury i przedstawień? Naprawdę niewiele straciłaś, a poza tym
miałaś możliwość się wykazać, czyż to nie wspaniałe? — zapytał ironicznie,
przechodząc w stronę grupy. Kiedy był w połowie drogi, odwrócił się na pięcie i
dodał: — A jeszcze jedno: dzięki za pomoc!
Hermiona zamrugała dwa razy, próbując zrozumieć jego słowa.
Gdy dotarł do niej ich sens, uniosła głowę ku niebu, zastanawiając się, kim
jest ten człowiek wyglądający jak Malfoy, bo z pewnością nie jest to ten
prawdziwy, którego znała.
****
Draco siedział na łóżku i przeglądał zrobione przez siebie
zdjęcia. Większość z nich nadawała się do kosza, ale kilka prezentowało się
całkiem nieźle. Przyglądał im się z fascynacją. Nagle zmrużył oczy i przybliżył
do siebie aparat. Na jednym ze zdjęć znajdowała się Granger. Wykonał je w
Podwodnym Raju, kiedy obserwowała pływające w wodzie orki. Jednak to nie one go
zaskoczyły, tylko Granger, a konkretnie jej uśmiech — prawdziwy uśmiech. Jej
oczy błyszczały radością i musiał przyznać, że przyjemnie się patrzy na ten
widok. Kąciki jego ust uniosły się nieznacznie do góry.
— Ładne zdjęcie, Granger — mruknął pod
nosem, chowając aparat do szuflady.
_________
Witajcie :) Po kilku miesiącach wracam z nowym rozdziałem tej wakacyjnej historii. Ostatnie tygodnie i miesiące były dla mnie wielkim wyzwaniem, ponieważ oprócz swoich historii zajmuję się tłumaczeniami, betowaniem i mam także swoje pokręcone życie, w którym ostatnio wiele się dzieje. Ale mimo wszystko mam nadzieję, że fani LML jeszcze tutaj są, ponieważ teraz rozdziały będą się pojawiały częściej. Nie mówię tego, ponieważ jest mi głupio z powodu tak dużej odległości między publikacjami (jest mi głupio i to bardzo), ale dlatego, bo planuję już kolejny rozdział i zrobię naprawdę wszystko, aby w niedługim czasie go napisać.
Jestem ciekawa wrażeń po tej części. Podzielcie się nimi w komentarzach. Będzie mi bardzo miło. :)
Tyle ode mnie. Czeka na mnie nowy odcinek serialu, więc życzę wszystkim udanego tygodnia. Enjoy!
Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale powoli wracam do blogosfery. Nadrabiam zaległości, a za jakiś czas zapraszam do mnie!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko c:
[sevfiction.blogspot.com]
Fajnie, że wracasz. Przy okazji zapraszam na swoje opowiadania no i na LML najlepiej od początku, bo trochę było przerwy ;)
UsuńPozdrawiam
Dobrze, że nadal jako tako teoretycznie mam wakacje, bo gdybym przeczytała ten rozdział w październiku, to by mnie dopadła totalna chandra i załamanie!
OdpowiedzUsuńSuper, że trzymasz się tego wakacyjnego klimatu, wycieczek, zoo, zdecydowanie fajnie się to czyta, gdy za oknem taka pogoda. Ekscytująca się, nakręcona jak katarynka Hermiona też wywołała uśmiech na mojej twarzy. :) A na Mateo marszczę nos, meh.
W ogóle szablon prześlicznie letni, ma tylko jeden minus - kursywę. Jest ona tragicznie nieczytelna. :<
Ten rozdział powstał w lipcu, więc nie czułam się dziwnie podczas tworzenia go, ale gdy przyszło mi go czytać tuż przed publikacją, było dość dziwnie. Może dlatego, że za oknem plucha i szarości?
UsuńFajnie, że Ci się podobało. Bardzo mnie to cieszy. Ach, paplająca Hermiona to mój ulubiony fragment! To takie życiowe i w ogóle. Mateo to taki typ, który jeszcze nie raz będzie się kontaktował z Hermioną, ale o tym później ;)
Wiem, że z tą kursywą jest problem. Mia próbowała coś z tym zrobić, ale nie udało się :/ Trzeba to będzie przeboleć. Na szczęście nie używam jej zbyt często.
Pozdrawiam i dziękuję za komentarz
#ŚwieżakiKG
OdpowiedzUsuńCo prawda Last Minute Love znam już od długiego czasu, ale korzystając z tego, że Twoje opowiadanie pojawiło się w Świeżakach i akurat miałam jeden rozdział do nadrobienia, postanowiłam na tym skorzystać! :D
Rozdział czytało mi się bardzo przyjemnie! Jest bardzo długi, dlatego czytanie podzieliłam sobie na trzy części, dzięki czemu wracałam do czytania z ogromnym zaciekawieniem. Uwielbiam ten klimat, który tu tworzysz — wakacje, wakacje! Swoje już kończę, ale kiedy czytam o Teneryfie, już myślami jestem na wyspie.
Tommy jest słodkim dzieckiem, ale zdecydowanie zbyt natrętnym! Czasem jednak dzieci są na swój sposób męczące i okazuje się, że to dla nich typowe. Och, nadal nie wiem co robię na pedagogice. :D
Zdecydowanie najlepszy fragment z tego rozdziału? Z pewnością akcja z małpami haha, kiedy Draco i Hermiona musieli z powrotem umieścić w zabezpieczonym terenie. Najbardziej jednak spodobał mi się dialog między nimi, kiedy usiłowali się dogadać w trakcie przedstawienia — płakałam ze śmiechu! Naprawdę świetnie Ci to wyszło, bardzo naturalnie.
Końcówka sprawiła, że taaaak się uśmiechnęłam. Piękny, słodki fragment, który możliwe, że jest zapowiedzią czegoś większego. I naprawdę już nie mogę się tego doczekać! Chcę więcej fragmentów HermionaxDraco, więcej zabawnych sytuacji, więcej klimatu wakacji... nie żeby już ich nie było, ale po prostu chcę kolejny rozdział i kolejną dawkę Teneryfy! :D
Mam nadzieję, że nowość już się pisze!
Buziaki,
M.
Wreszcie udało mi się nadrobić zaległy rozdział!
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak przyjemnie czytało mi się tą część historii! Na dworze zimny, listopadowy wieczór - a ja mogłam chociaż na chwilę przenieść się w ciepłe kraje.
Na dodatek opis parku przywołał moje wakacyjne wspomnienia!
Hermiona jest kanoniczna w 100% - te jej ciągłe pytania i chęć zdobywania wiedzy! Biedny przewodnik...
Meteo - dobrze, że tak szybko okazał swoje prawdziwe oblicze. Będziemy miały go z głowy ;)
Draco - podoba mi się jego kreacja tutaj. Nie jest przerysowany, jest bardzo realny. Tak właśnie mogła ewoluować ta postać. :)
Mam nadzieję, że nowy rozdział pojawi się już niedługo - by znów ocieplić aktualną aurę.
Pozdrawiam, życząc czasu i weny!
Olivia Storm