poniedziałek, 18 września 2017

Rozdział 4

Betowała: nieoceniona Rzan. Dziękuję jej z całego serduszka <3

Poranek na Teneryfie zapowiadał wspaniały dzień — słońce świeciło pełną mocą, a na niebie nie było ani jednej chmurki. Można powiedzieć, że to idealny moment na całodniową wycieczkę. Nie bez przyczyny hol hotelu Albatros z minuty na minutę zapełniał się turystami. Właśnie dziś miały rozpocząć się wycieczki krajoznawcze, które zawsze cieszyły się ogromnym zainteresowaniem. Większość oczekujących osób prowadziła zażyłe dyskusje na temat miejsca, do którego mieli się udać. Z oferty wiedzieli, iż będą mieli okazję obejrzeć Loro Park — największy ogród botaniczno-zoologiczny umiejscowiony w centralnej części wyspy. Słyszeli wiele pochlebnych opinii o tym miejscu, więc skrycie liczyli na ekscytujący i pełen wrażeń dzień. Najbardziej z wyjazdu cieszyły się dzieci, które biegały w tę i z powrotem, nie mogąc doczekać się przyjazdu autokaru.
Jednak wśród turystów byli także tacy, którzy w ciszy oczekiwali na to, co nastąpi. Tak właśnie zachowywała się stojąca przy ścianie i z wypiekami na twarzy przeglądająca niewielki przewodnik Hermiona. Podniosła wzrok, wypatrując autobusu, jednak nadal go nie było, dlatego czytała dalej. Nagle poczuła czyjąś obecność. Ukradkiem zerknęła w tamtą stronę i zobaczyła uśmiechniętego Mateo.
— Hej — powiedziała wesoło.
— Cześć, dawno przyszłaś?
— Nie, parę minut temu. — Uniósł brew, jakby nie wierzył w jej słowa, co skomentowała cichym westchnieniem. — Dobra, jestem tutaj już jakiś czas, ale po prostu nie mogłam się doczekać.
— Tak bardzo się cieszysz na ten wyjazd?
Skinęła głową z entuzjazmem.
— O tak! Zawsze o tym marzyłam, to znaczy… jak byłam małą dziewczynką, nie miałam okazji zwiedzać takich miejsc, a uwielbiam odkrywać i poznawać. Zawsze chciałam przylecieć na Teneryfę i zobaczyć ją od środka. Poza tym z tego przewodnika wyczytałam tyle ciekawych informacji! — powiedziała, kartkując egzemplarz. — Wiedziałeś, że Loro Park jest jednym z najbardziej egzotycznych miejsc w tej okolicy? Można tam zobaczyć afrykańskie zwierzęta i zagrożone gatunki roślin! Myślisz, że będziemy mieli okazję się im przyjrzeć?
— Prawdopodobnie. O ile mi wiadomo, to całodniowa wycieczka, więc istnieje duże prawdopodobieństwo, że…
— Och! Tam nawet są pingwiny! Nigdy nie widziałam ich na żywo, a słyszałam, że to bardzo interesujący gatunek ptaków. Poza tym w parku jest strefa inicjowana na naturalne środowisko ich życia! Antarktyda na Teneryfie! Czego to ludzie nie wymyślą.
Wzruszył ramionami.
— Cóż, chcą przyciągnąć turystów, więc…
— Pokazy umiejętności morskich zwierząt! O, to może być ciekawe i nawet jest w dzisiejszej ofercie! Martwi mnie tylko to, czy one są tam dobrze traktowane. Wiesz, ja nie jestem zwolenniczką tresury i przetrzymywania zwierząt w niewoli. Mignęła mi informacja o dobrym traktowaniu, ale… dla pewności dopytam przewodnika albo kogoś z pracowników. Nigdy nie mogłam patrzeć na zło wyrządzane bezbronnym istotom…
— Jestem pewny, że są szczęśliwe…
— … które cierpią przez człowieka. W szkole byłam bardzo zaangażowana w… — urwała, gdy dotarło do niej, co chciała powiedzieć, dlatego szybko poszukała w głowie innego słowa — dobroczynność. Wiesz, organizowałam różne akcje wsparcia i tym podobne, ale niestety nawet moi przyjaciele jedynie udawali, że ich to obchodzi. Prawdę mówiąc, w ogóle się tym nie przejmowali i… — Popatrzyła na swojego rozmówcę, który patrzył na nią zdumionym wzrokiem. — O mój Boże, za dużo mówię, prawda? Przepraszam, po prostu jak czymś się ekscytuję, to nie potrafię tego powstrzymać. I przy okazji zniechęcam do siebie ludzi. Ciągle z tym walczę, ale zawsze przegrywam. — Roześmiała się, gestykulując, po czym znowu na niego zerknęła, ale wyglądał na jeszcze bardziej zszokowanego. — I znowu! Powtarzam się jak katarynka, w kółko to samo i końca nie widać! A na dodatek brakuje mi tchu i chyba zaraz zemdleję…
Momentalnie Mateo przybliżył się do niej i wyszeptał:
— Hermiono, oddychaj, po prostu oddychaj. — Jęknęła cicho, wpatrując się w niego, dlatego kontynuował: — Muszę przyznać, że taki monolog jest troszkę przerażający, ale mnie to nie zniechęciło do poznania ciebie. Wręcz przeciwnie — jeszcze bardziej tego chcę.
Mrugnął do niej, co spowodowało, że znowu jęknęła. Mateo stanął jeszcze bliżej kobiety i w tym momencie poczuła się jak w potrzasku, chociaż domyślała się, że mężczyzna nie ma złych zamiarów. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale nagle wśród turystów zapanowało jakieś poruszenie. Widząc swoją szansę na uwolnienie z potrzasku, Hermiona stanęła na palcach i popatrzyła w stronę wejścia, niby przypadkiem odsuwając od siebie Mateo. Ten uniósł brwi z zainteresowaniem i podążył za jej wzrokiem.
— Co jest? — zapytał.
Wzruszyła ramionami.
— Chyba coś się dzieje, bo wszyscy patrzą w tamtą stronę.
— Więc chodźmy bliżej — zaproponował.
Bez wahania skinęła głową i razem podeszli do tłumu. Hermiona zauważyła autobus stojący na podjeździe i człowieka stojącego przy drzwiach. Jej uwagę przyciągnął strój mężczyzny — jasna koszula z krótkim rękawem przepasana skórzanym pasem i dopasowane do niej krótkie spodnie za kolano. Całość dopełniał chroniący przed słońcem kapelusz znajdujący się na czubku jego głowy. Wymieniła spojrzenia z Mateo, który patrzył na przybysza z rozbawieniem.
— Jedziemy na safari? — zapytał cicho.
Parsknęła śmiechem.
— O ile wiem, to nie, ale może to… przewodnik pasjonat?
Mrugnął kilkakrotnie.
— Zaczynam się bać, bo jeśli on tak podchodzi do tej wycieczki, to nie wiem, czy to przeżyję…
Przewróciła oczami.
— Och, nie przesadzaj. Pewnie nie będzie tak źle, zresztą przekonajmy się. Chyba zaraz coś powie, więc przejdźmy bliżej, bo stąd nic nie słychać.
Po czym wbiła w tłum, nawet na niego nie czekając. Mruknął coś pod nosem o przesadnie ekscytujących się kobietach i podążył za nią. Chwilę później stali między ludźmi i gdy pełne ekscytacji szepty ucichły, przemówił:
— Witajcie niestrudzeni turyści, którzy chcą przeżyć przygodę swojego życia na tej pięknej wyspie! Nazywam się John Blake i będę wam towarzyszył podczas podróży po Teneryfie. Dzisiaj zabierzemy was do Loro Parku, gdzie będziecie mieli okazję zobaczyć zagrożone gatunki zwierząt i egzotyczne rośliny. Gwarantujemy niezapomniane wrażenia, a zwieńczeniem wycieczki będą pokazy umiejętności morskich zwierząt! To jak, jedziemy? — zapytał, puszczając do nich oko.
Tłum zaczął wiwatować, co spowodowało, że przewodnik wypiął dumnie pierś, po czym przesunął się i wskazał ręką autobus.
— Zapraszam do autokaru, resztę informacji przekażę na miejscu.
Słysząc jego słowa, ludzie rzucili się do wyjścia, aby zająć najlepsze miejsca. Hermiona stanęła z boku i czekała aż będzie trochę luźniej. Przy okazji miała szansę przyjrzeć się przewodnikowi, który z minuty na minutę wzbudzał coraz większą jej sympatię. Widziała po jego zachowaniu, stroju i błysku w oczach, że czerpał wiele radości ze swojej pracy, a swą wiedzę chciał przekazywać innym.
Nagle ktoś chrząknął, co wytrąciło ją z rozmyślań. Zerknęła w tamtą stronę i zobaczyła Mateo. Od razu stanęła jej przed oczami scena sprzed kilku minut, dlatego zrobiła mały, prawie niezauważalny, krok w bok. Przynajmniej miała nadzieję, że tak jest. Niestety usłyszała głuchy jęk, co było sygnałem, że jednak zauważył.
Szybko popatrzyła na główne wyjście i na zmniejszający się tłum, dlatego chcąc uniknąć dziwnej rozmowy, powiedziała:
— Chodźmy, już prawie wszyscy wyszli. Zajmą dobre miejsca.
Niechętnie skinął głową i ramię w ramię podeszli do drzwi. Gdy wyszli na zewnątrz, od razu oślepiło ich słońce. Po założeniu okularów Hermiona zobaczyła, jak przy autobusie tłoczyli się turyści, a mali chłopcy biegali po parkingu, śmiejąc się głośno i ignorując nawoływania rodziców. Przelotnie zerknęła w bok i przed oczami mignęły jej znajome blond włosy. Zamrugała, nie dowierzając w to, co widziała. Blisko autobusu stał Draco Malfoy we własnej osobie, jednak wyglądał zupełnie inaczej. Jak mugol. Czarny podkoszulek, jeansy i adidasy sprawiały, że prezentował się tak… zwyczajnie, jak nie on. Najbardziej zaskoczyło ją to, że na szyi mężczyzny wisiał aparat fotograficzny. Czyżby wybierał się na wycieczkę? Oby nie, Merlinie spraw, żeby to nie była prawda. Jej nadzieje prysnęły jak bańka mydlana, kiedy Malfoy narzucił na plecy skórzany plecak i wolnym krokiem przeszedł w stronę autobusu. Oczekując na wejście do pojazdu, powoli, jakby od niechcenia, obrócił głowę w kierunku wejścia do hotelu i w tym właśnie momencie ich oczy się spotkały. Uniósł brwi do góry i mogła przysiąc, że za tymi czarnymi szkłami kryją się otwarte szeroko oczy, ale po chwili jego usta uniosły się ku górze i ułożyły w szeroki uśmiech. Hermiona błagała Merlina o to, żeby nie przyszło mu do głowy do niej pomachać.
Pragnęła go zignorować i jak na zawołanie usłyszała głos Mateo. Uratowana!
— Hermiono?
Popatrzyła na niego.
— Tak?
— Mówię do ciebie od paru minut, a ty w ogóle nie słuchasz. Pytałem, które wolisz miejsce: przy oknie czy od środka?
— Bez różnicy.
— Ja zazwyczaj siadam od okna, bo lubię oglądać widoki, ale domyślam się, że ty też to lubisz, więc… mogę ci ustąpić.
— Jak chcesz… — bąknęła, ukradkiem zerkając na Draco, który cały czas się w nią wpatrywał, ruszając przy tym sugestywnie brwiami. Chrząknęła i wyprostowała się, mówiąc: — Chodźmy do autobusu, wydaje mi się, że większość ludzi jest już w środku.
Mateo rozejrzał się po parkingu, skinął głową i powoli ruszyli przed siebie. Hermiona starała się patrzeć na wszystko dookoła, ale jej oczy i tak mimowolnie kierowały się na Draco, który cały czas dziwnie się uśmiechał. Naprawdę próbowała go ignorować, ale to było silniejsze od niej. Musiała dowiedzieć się, co tu robi i czy jedzie na tę wycieczkę. Chciała miło spędzić dzień, ale mając świadomość, że on kręci się w pobliżu, nie będzie mogła się rozluźnić i czerpać radości z opowieści przewodnika.
Gdy stanęli przy drzwiach, odwróciła się w stronę Mateo i powiedziała:
— Zajmij mi miejsce, ja zaraz przyjdę. Muszę… skorzystać z toalety.
Uniósł jedną brew.
— Teraz?
— Siła wyższa. Idź, poproszę przewodnika, żeby na mnie zaczekali.
Westchnął i skinął głową, po czym wszedł do środka. Kiedy zniknął z pola widzenia, Hermiona cofnęła się i skierowała do Draco, który nadal nie ruszył się ze swojego miejsca. Gdy ją zauważył, zdjął okulary przeciwsłoneczne i powiedział:
— Cześć, Granger, zapomniałaś czegoś?
Zacisnęła usta w wąską kreskę, krzyżując ręce na piersi.
— Nie, ale zastanawiałam się, co u licha tutaj robisz.
Rozejrzał się dookoła, specjalnie nie omiatając jej wzrokiem, wziął głęboki oddech i odparł:
— Aktualnie podziwiam ten piękny widok. Nie spodziewałem się, że może tu być tak… magicznie. Te palmy kokosowe tworzą niesamowity klimat. Ciekawe jakby się prezentowały w Londynie? Myślisz, że mogłyby się przystosować?
Hermiona stała oniemiała jego wywodem, jednak już po chwili odzyskała rezon:
— Nie sądzę, ale to nie jest odpowiedź na moje pytanie.
— Wybieram się na wycieczkę.
Zamrugała dwa razy.
— Żartujesz, prawda?
Uśmiechnął się kpiąco.
— A wyglądam, jakbym żartował?
— Chcesz powiedzieć, że zamierzasz spędzić dzień jak mugol?
— Dokładnie tak.
— Ale dlaczego?
Wzruszył ramionami.
— W sumie nie wiem. Pomysł jeżdżenia na te wycieczki wydał mi się ciekawy i taki… inny. Poza tym nie masz pojęcia, czym się na co dzień zajmuję i z kim muszę obcować, więc przestań na mnie patrzeć jak na wariata.
— Ty nigdy tak się nie zachowywałeś, więc pomyślałam, że…
— Że to do mnie nie pasuje? Błąd, Granger. Ostatnio moje życie wygląda zupełnie inaczej niż kiedyś, ale nie mam zamiaru opowiadać ci historii mojego życia, bo i tak nie zrozumiesz.
— Ale ja…
— Nie miałaś nic złego na myśli, tak jasne, zawsze tak mówicie, a dopiero potem okazuje się, jak było naprawdę — powiedział, patrząc na powoli zamykające się drzwi autobusu. — Radziłbym zakończyć tę pasjonującą dyskusję i wsiadać do autobusu, bo chyba odjeżdżają.
Hermiona odwróciła się, a kiedy zorientowała się, co miał na myśli, szybko dobiegła do drzwi i pomachała ręką, żeby zauważył ją kierowca. Mężczyzna uśmiechnął sięi otworzył drzwi. Kobieta wskoczyła na schodki i weszła do środka. Rozejrzała się, szukając Mateo, ale na szczęście siedział z przodu, więc po cichu do niego podeszła. Opadła na miękkie siedzenie i kątem oka zerknęła na bruneta, który utkwił w niej swój wzrok.
— Wszystko w porządku? — zapytał.
Skinęła głową, a kiedy otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, zauważyła Draco przechodzącego na swoje miejsce. Gdy ich mijał, mamrotał coś niezrozumiałego pod nosem, jednak zignorowała go. Mateo uniósł brew i śledził wzrokiem blondyna, aż ten zajął miejsce z tyłu autobusu. Potem popatrzył na Hermionę.
— To ten…
— Tak, to Draco. Wczoraj ci o nim opowiadałam.
— Nie wiedziałem, że lubi zwiedzać.
Jęknęła cicho.
— Ja też nie i obawiam się, że robi to specjalnie, ale będę go ignorować. Jedzie wielu turystów, więc marne szanse, że na niego wpadnę, prawda?

****

— Skoro jesteśmy w komplecie, chciałbym serdecznie powitać państwa w Loro Parku — najpiękniejszym ogrodzie zoologiczno-botanicznym w Europie — zaczął przewodnik, stojąc na tle loga parku tuż przy głównym wejściu. — Zanim zaczniemy naszą wycieczkę, chciałbym przekazać parę zasad: przede wszystkim — trzymajmy się w grupie. Pracownicy parku ułożyli trasę, którą poruszają się wszystkie grupy wycieczkowe, tak by każdy z nas mógł zwiedzić, jak największą część ogrodu, dlatego proszę się nie oddalać od reszty — Turyści zaczęli przytakiwać, dlatego kontynuował: —Podczas oprowadzania krótko przedstawię państwu historię Loro Parku i opowiem trochę ciekawostek odnośnie przebywających tu gatunków zwierząt i roślin. Obiecuję, że nie będzie nudno. Ale nie, naprawdę! — Mrugnął do wpatrzonej w niego blondynki, a ona zaśmiała się krótko. — Zapewniam, że będą państwo zadowoleni. Zapraszam.
Gdy odszedł, turyści zaczęli rozmawiać głosami pełnymi ekscytacji i radości. Dzieci próbowały dojrzeć to, co ukrywało się za wysokim ogrodzeniem, jednak ich starania poszły na marne. Hermiona, czekając, aż przejdzie tłum, podeszła do bilbordu ukazującego plan Loro Parku i zaczęła go analizować. Była tak tym pochłonięta, że nie spostrzegła zbliżającego się do niej Mateo. Gdy był dostatecznie blisko, powiedział:
— Zapowiada się fajny dzień, prawda?
Na jej twarzy pojawił się radosny uśmiech, a oczy błyszczały z ekscytacji.
— O tak, będzie niesamowicie! Zobacz, tu jest tyle dzikich zwierząt, a te rośliny, o… rany! — Parsknął śmiechem, co skomentowała spojrzeniem pełnym oburzenia. — Co cię tak bawi?
— Ty — wskazał na nią palcem — a raczej twoja ekscytacja tym miejscem. Mam wrażenie, że…
— Że co?
— Że obudziło się w tobie duże dziecko, które po raz pierwszy w życiu jest w wielkim ZOO.
— Wiesz, moje życie nie było takie jak większości dzieciaków. Chodziłam do szkoły z internatem i rzadko widywałam się z rodzicami. Nasze wspólne wyjazdy miały miejsce jedynie w wakacje, ale nigdy nie mieliśmy okazji być w takim miejscu. Więc chyba mam prawo się z tego cieszyć, prawda? — mówiąc to, założyła ręce na piersi.
— Jasne, a ja mam prawo komentować to, co widzę, prawda? — sparodiował ją.
— Pewnie…
— Cóż, skoro to sobie wyjaśniliśmy, to wydaje mi się, że powinniśmy dołączyć do reszty swojej grupy.
Szybko się obróciła, by zauważyć ostatnie zmierzające do środka osoby. Machnęła ręką na Mateo i oboje ruszyli w tamtym kierunku.
Już po chwili uśmiechnęła się pod nosem i wolnym krokiem podchodziła do przewodnika, który właśnie zaczynał opowiadać, nie zwracając przy tym uwagi na rozproszonych po całej alejce turystów. Długo nie zajęło mu zorientowanie się w sytuacji — gdy tylko się odwrócił, zauważył, że prawie wszyscy turyści byli zajęci podziwianiem parku, a nie słuchaniem jego wywodu. Jęknął cicho.
— Drodzy państwo, prosiłem o nierozchodzenie się i nieoddalanie od grupy. Hej, młody człowieku! Przestań potrząsać tą rośliną, to nie jest zabawka! — krzyknął, karcąc małego chłopca, który ewidentnie go ignorował, a rodzice zdawali się sobie nic nie robić z uwag mężczyzny. Wziął głęboki oddech i obrócił się na pięcie w stronę strefy, w której przebywały goryle. Zaczął pod nosem coś mruczeć, ale mu przerwano:
— Przepraszam?
Mężczyzna wzdrygnął się, słysząc damski głos. Przez głowę przeszła mu myśl, że ktoś z gości zrobił coś niestosownego i cała odpowiedzialność oczywiście spadnie na niego! Przełknął głośno ślinę i odwrócił się w tamtą stronę. Zobaczył wpatrującą się w niego brunetkę. Miał wrażenie, że gdzieś już ją widział, ale w tym momencie nic nie przychodziło mu do głowy. Nie wiedząc, co powiedzieć, otworzył szeroko oczy i jęknął:
— Taak?
— Pan rozmawia z gorylami?
Zaśmiał się nerwowo.
— Nie, oczywiście, że nie. Przecież to niedorzeczne. Kto normalny rozmawiałby ze zwierzętami?
Hermiona zmarszczyła brwi.
— Wydawało mi się, że…
— To złudzenie — przerwał jej w pół zdania. — Chciała pani o coś zapytać?
— Tak, ale nie jestem pewna czy to dobry moment. Nie chcę przeszkadzać w rozmyślaniach…
— Nie przeszkadza pani — odpadł trochę zirytowanym głosem. — Jak mogę pomóc?
— Czy mógłby mi pan opowiedzieć o początkach Loro Parku?
Zamrugał dwa razy całkowicie zdumiony.
— Naprawdę?
Kobieta uśmiechnęła się lekko.
— Interesuję się historią i chciałabym dowiedzieć się czegoś o tym pięknym obiekcie. Czy mógłby pan podzielić się ze mną swoją wiedzą?
O ile to możliwe, jego oczy otworzyły się jeszcze szerzej, a na czole pojawił pot. Szczerze mówiąc, nie spodziewał się, że ktoś z turystów będzie chciał go słuchać. W jego głowie trwała bitwa myśli, a Hermiona dalej cierpliwie wpatrywała się w niego z nadzieją, czekając na odpowiedź. Kilka sekund później, wyprostował się i powiedział:
— O-oczywiście, proszę pani. Z wielką chęcią opowiem o początkach parku, ale chciałbym zaznaczyć, że dawno tego nie robiłem i istnieje ryzyko, iż mogę pomylić kilka faktów…
Hermiona machnęła ręką.
— Nic nie szkodzi. Przejrzałam przewodnik, który udostępnili nam w hotelu i nie potrzebuję suchych historycznych faktów. Chciałabym posłuchać o idei parku i o znajdujących się tutaj zwierzętach. Czy one naprawdę zostały uratowane od kłusowników? Czytałam, że są bardzo dobrze traktowane, ale czy to prawda? Wie pan, to jednak niewola, a ja nie jestem zwolenniczką takich metod. Powinny żyć w naturalnym środowisku. Oczywiście mam świadomość tego, że staracie się zapewnić im jak najlepsze warunki, ale i tak jestem tego ciekawa.
Stanęła bliżej przewodnika, który bladł z każdym wypowiedzianym przez nią słowem. Nie był przygotowany na taki potok słów i prawdę mówiąc, przerażała go taka bezpośredniość kobiety i masa pytań, które zadawała. Dobry Boże, w co ja się wpakowałem? — pytał swojej podświadomości, która jak na złość milczała jak grób.
Jęknął, poluźniając kołnierzyk koszuli.
— Cóż, zapewne pani wie, że główną ideą parku jest ochrona zagrożonych gatunków zwierząt i roślin przed wymarciem. Pracownicy obiektu starają się zapewnić im jak najlepsze warunki życia, a najlepszym tego przykładem są te goryle. — Wskazał boks, przy którym stali. — Proszę sobie wyobrazić, że przebywa tu siedem samców goryli nizinnych sprowadzonych z ogrodów zoologicznych w Europie, gdzie mieszkały samotnie. Władze parku postanowiły się nimi zaopiekować i w taki oto sposób powstała atrakcja ciesząca się wielkim powodzeniem wśród turystów. Pracownicy bardzo o nie dbają. Swego czasu sam opiekowałem się Alladynem.
Hermiona uniosła brew z zaciekawieniem.
— Który to?
Mężczyzna wskazał olbrzymiego samca, opartego o pień drzewa.
— Panuje przekonanie, że dzikie zwierzęta są groźne, ale Alladyn jest bardzo łagodny, być może spowodowane to jest przez wiek. Pamiętam, jak zaczynałem tutaj pracę i mi go przydzielili. Z początku bardzo się bałem, ale z czasem złapaliśmy dobry kontakt.
Mężczyzna jeszcze przez chwilę opowiadał o tym, jak zaczęła się jego przygoda ze zwierzętami. Z przyjemnością zaproponował jej praktycznie osobistą wycieczkę — musiałby tylko pilnować reszty grupy, ale swoje opowieści mógłby kierować głównie do niej, gdyby tylko szła wraz z nim.
— Z chęcią panu potowarzyszę, tylko powinnam najpierw poszukać mojego znajomego. On także interesuje się przyrodą i zapewne chciałby czegoś się dowiedzieć.
Przewodnik skinął głową.
— Naturalnie. Im więcej osób tym lepiej.
Hermiona zaczęła rozglądać się za Mateo, ale pośród tylu turystów trudno było dostrzec choćby zarys jego sylwetki. Nie pomagał także fakt, że ludzie szybko spacerowali po ścieżce, zasłaniając tym samym tych stojących przy boksach ze zwierzętami. Kiedy już miała opuścić, zauważyła go nieopodal wejścia do parku. Rozmawiał z jakąś blondynką, która była wyraźnie nim oczarowana.
— No proszę... — mruknęła Hermiona. — Przez chwilę z nim nie rozmawiałam i już flirtuje z inną.
Przez moment przypatrywała się scenie przed sobą, jednak dość szybko odwróciła wzrok i zerknęła na przewodnika, który mamrotał coś pod nosem. Chrząknęła, chcąc zwrócić jego uwagę.
— Cóż, wygląda na to, że mój znajomy jest zajęty czymś innym i nie będzie nam towarzyszył.
John mrugnął do niej.
— Jego strata. To jak? Zaczynamy?
Skinęła głową z entuzjazmem, a on wskazał boks, w którym przebywały jaguary.
— Jaguary — największe dzikie koty Ameryki Południowej, trzecie co do wielkości na świecie po tygrysie i lwie. Znajdują się na szczycie łańcucha pokarmowego, przez co mogą żyć na zróżnicowanych siedliskach, takich jak lasy deszczowe Amazonii, a nawet na suchych stepach Ameryki Południowej…

Tymczasem Draco spacerował między wybiegami i robił zdjęcia zwierzętom. Nie mówił tego głośno, ale ta różnorodność gatunkowa robiła na nim ogromne wrażenie. Dodatkowo mógł wypróbować aparat fotograficzny, który jakiś czas temu kupił w mugolskim sklepie w centrum Londynu. Szczerze mówiąc, był przekonany, że robienie zdjęć jest dość łatwe, skoro nawet mugole sobie z tym radzą. Jednak rzeczywistość w tym zakresie okazała się dość brutalna. Jego fotografie pozostawiały wiele do życzenia i tylko nieliczne w pewnym stopniu spełniały jego oczekiwania, choć i one były dalekie od ideału. Z niesmakiem na ustach przeglądał swoje dzieła i aż przeszło mu przez myśl, aby dać sobie z tym spokój i przestać łudzić się, iż jest w stanie się tego nauczyć. Jednym ruchem dłoni ściągnął aparat z szyi i już miał włożyć go na dno plecaka, ale wtedy zauważył lwa wylegującego się na skale. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że samiec patrzył na Draco.
Prosto w jego oczy.
Przez chwilę utrzymywali kontakt wzrokowy i jakaś nieznana siła sprawiła, iż mężczyzna wręcz zapragnął zrobić mu zdjęcie. Wolnym krokiem podszedł do barierki, ustawił aparat na wysokości swoich oczu, położył palec na odpowiednim przycisku i sfotografował olbrzyma, nie przejmując się poprawianiem ostrości czy kontrastem. Potem obejrzał swoje dzieło i aż jęknął z zaskoczenia. Lew dumnie patrzył przed siebie i wyglądał jak żywy. Draco uśmiechnął się pod nosem. Wreszcie zrobił idealną fotografię. Od razu nabrał chęci na więcej. Rozejrzał się za ciekawym okazem, ponieważ nie chciał być jak inni turyści, co fotografowali dosłownie wszystko, nawet siebie nawzajem. Niestety nic nie zwróciło jego uwagi, więc obrócił się na pięcie i skierował w kierunku wybiegu szympansów. Jednak nie zrobił nawet kroku, ponieważ usłyszał cienki głosik.
— Cześć.
Spojrzał w dół i zauważył małego chłopca uśmiechającego się od ucha do ucha. Od razu go rozpoznał.
— Och, cześć, Tommy.
— Co robisz?
Draco zmarszczył czoło.
— Nie widać? Zdjęcia.
Chłopiec otworzył szeroko oczy.
— Pokażesz mi?
— Nie — oświadczył krótko, omijając dziecko i idąc przed siebie z wysoko podniesioną głową. Miał nadzieję, że w taki sposób szybko się go pozbędzie. Naprawdę nie miał ochoty na pogawędki.
Niestety mógł jedynie o tym pomarzyć. Nie zdążył nawet podejść do barierki, a Tommy stał obok niego.
— Proszę, proszę, proszę! Ja chcę tylko zobaczyć. Nie zepsuję, obiecuję!
Draco ostatkiem sił powstrzymywał się przed wybuchem, ale postanowił zachować spokój. Przynajmniej na razie. Powoli obrócił głowę w lewo i zapytał:
— Co ty tu w ogóle robisz? Nie powinieneś trzymać się rodziców?
— Są tutaj. To mogę obejrzeć zdjęcia?
Draco zignorował jego pytanie i rozejrzał się dookoła siebie, ale oprócz niego w pobliżu nie było dorosłych. Rzucił ostre spojrzenie Tommy’emu, który zrobił niewinną minę. Jak dziecko, które coś zbroiło.
— Tommy, czy ty znowu uciekłeś?
Chłopczyk spuścił wzrok i założył ręce na plecy. W tym momencie Draco był pewny, że ma rację. Oczywiście postanowił odprowadzić go do rodziców, którzy zapewne odchodzili od zmysłów, ale najpierw musiał mniej więcej dowiedzieć się, gdzie mogą się znajdować. W tym tłumie ciężko kogokolwiek znaleźć, a on miał dodatkowe utrudnienie, ponieważ nigdy ich nie widział.
Przez chwilę zastanowił się, w jaki sposób powinien przeprowadzić tę rozmowę. Na pewno nic nie zdziała krzykiem i podniesionym głosem, dlatego wpierw musiał opanować buzujące w nim emocje. Zawiesił aparat na szyi i kucnął przed Tommym, który uniósł głowę, ale nadal milczał.
Draco wziął głęboki oddech.
— Gdzie stali twoi rodzice, kiedy od nich odszedłeś? — zapytał spokojnym głosem.
Chłopiec przez chwilę patrzył na niego, a potem powoli spojrzał za siebie i wskazał gestem.
— Tam. Patrzyliśmy na goryle, ale to strasznie nudne, bo one nic nie robiły, tylko siedziały na trawie. Mama powiedziała, że możemy posłuchać opowieści tego pana, co przyjechał autobusem do hotelu. Nazwała go tak dziwnie… przenocnik?
— Przewodnik — poprawił go Draco.
— Właśnie! Początkowo myślałem, że to będzie fajne i w ogóle, bo lubię słuchać historii, ale wystarczyło, że na niego spojrzałem i od razu wiedziałem, że to nie dla mnie. A potem podeszła do niego taka pani i zaczęli rozmawiać. Tata szukał czegoś w plecaku i mama mu pomagała, a ja wtedy sobie poszedłem. Ale od razu zauważyłem ciebie i jestem. Cieszysz się? — zapytał z uśmiechem.
Mężczyzna popatrzył na niego z zaskoczeniem. Sam fakt, że nie chciał słuchać nudnych opowieści przewodnika, jakoś go nie zdziwił, ale to, że do niego lgnął, bardzo go zaskoczyło. Zazwyczaj dzieci omijały go szerokim łukiem, a Tommy wręcz przeciwnie. Patrzył swoimi dużymi oczami i chłonął każde słowo jak gąbka. W jakiś sposób połechtało to jego ego, ale równocześnie zdawał sobie sprawę z tego, iż rodzice chłopca umierają ze strachu i prawdopodobnie właśnie go szukają. Dlatego nie zastanawiał się długo nad tym, co powinien zrobić.
— Wiesz, Tommy, to bardzo miłe, że chciałeś ze mną rozmawiać, ale myślę, że twoi rodzice się o ciebie martwią i powinieneś jak najszybciej do nich wrócić.
— Ale oni wiedzą, że to ty mnie uratowałeś! Mówiłem im.
Draco głęboko westchnął.
— Nie wątpię w to, ale oni mnie nie znają. Poza tym nie można bez słowa znikać z ich oczu. Są za ciebie odpowiedzialni. Widziałeś, ilu tu jest turystów? To bardzo niebezpieczne.
Tommy tupnął nogą.
— Ja się nie boję! Jestem duży.
— Och tak, nie wątpię, ale teraz daj rękę. Idziemy do rodziców — powiedział Draco, podając chłopcu rękę, ale ten pokręcił głową i się nadąsał.
— Nigdzie nie idę. Chcę obejrzeć twoje zdjęcia. Obiecałeś mi! — jęknął.
Draco z trudem trzymał nerwy na wodzy, a przed wybuchem powstrzymywało go tylko to, że Tommy mógłby się rozpłakać i wtedy rodzice mogliby wymyślić niestworzone teorie dotyczące tego, co zrobił ich dziecku.
Spojrzał w dół, zastanawiając się, w jaki sposób mógłby go zachęcić. Mały ewidentnie nie chciał uczestniczyć w rozrywkach, jakie mu zapewniali. O ile w ogóle słuchanie opowieści przewodnika można uznać za sposób spędzania wolnego czasu. On nigdy za tym nie przepadał i był szczerze zdumiony, że Tommy momentami tak bardzo go przypominał. Być może to spowodowało, że mały tak do niego lgnął.
Wpadł mu do głowy iście ślizgoński plan.
Znów kucnął przed chłopcem, uśmiechając się lekko.
— Mam dla ciebie pewną propozycję.
Tommy udawał niewzruszonego, jednak w jego oczach pojawiło się coś na kształt ciekawości. Przez chwilę patrzyli na siebie, ale potem chłopczyk uniósł jedną brew i mruknął:
— Jaką?
— Pokażę ci zdjęcia, które zrobiłem, ale zanim to zrobię, poszukamy twoich rodziców i we czwórkę je obejrzymy. Co ty na to?
Maluch od razu się rozpromienił.
— Naprawdę mi je pokażesz?
— Jasne, to jak idziemy?
Tommy szybko chwycił jego dłoń i gwałtownie pociągnął, przez co Draco z ledwością uniknął upadku. Gdy już stał na własnych nogach, wolnym krokiem ruszyli przed siebie. Niestety Malfoy miał utrudnione zadanie, ponieważ nie wiedział, jak wyglądają rodzice chłopca, dlatego zaczął go wypytywać.
— Pamiętasz może, jak była ubrana twoja mama albo tata? To bym nam bardzo ułatwiło poszukiwania.
Chłopiec zamyślił się, zagryzając przy tym wargę.
— Mama miała taki śmieszny duży kapelusz, a tata kolorową koszulę, chyba niebieską. Tylko tyle pamiętam…
— Nic nie szkodzi. To daje nam jakiś obraz sytuacji. Myślę, że bez trudu ich znajdziemy — uspokoił go Draco, w międzyczasie rozglądając się po strefie.
Niestety w tym tłumie turystów nie mógł dostrzec wskazanych szczegółów. Poszukiwania utrudniał fakt, że większość kobiet miała kapelusze na głowach, a mężczyźni kolorowe koszule.
Merlinie, dlaczego tak to utrudniasz? — zastanawiał się, powoli tracąc nadzieję na sukces.
Nagle Tommy zatrzymał się, a Draco popatrzył na niego pytająco.
— Coś się stało? — zapytał.
— Tutaj stałem z rodzicami, bo mieliśmy słuchać przewodnika. O, ta pani jeszcze z nim rozmawia, ale nie widzę nigdzie mamusi i tatusia. Gdzie oni są?
— Spokojnie, zaraz ich znajdziemy. Chodź, zapytamy przewodnika, czy nie powiedzieli mu, że cię szukają.
Tommy zaczynał tęsknić za mamą, więc był w stanie zgodzić się na wszystko, byleby ją zobaczyć.
— Dobra — wymamrotał.
Draco ścisnął trochę mocniej jego dłoń i skierował się do przewodnika. Jednak zatrzymali się raptownie, gdy dotarło do niego to, co widział. Z pracownikiem parku rozmawiał nie kto inny tylko Hermiona Granger. Chociaż w sumie nie można było nazwać tego rozmową, bo to ona mówiła, a on słuchał i z każdym wypowiedzianym przez nią słowem, bladł coraz bardziej.
Draco prychnął pod nosem, zastanawiając się, dlaczego ona tak się zachowuje. Przecież to, że sporo wie, nie znaczy, że może innych tym katować. Szczerze współczuł temu przewodnikowi i za nic w świecie nie chciałby się z nim zamienić.
Nagle poczuł, że ktoś ciągnie go za podkoszulek. Spojrzał w tamtym kierunku i zobaczył Tommy’ego.
— Dlaczego się zatrzymałeś? Mieliśmy zapytać tego pana o moich rodziców.
— Ja… ja…
Chłopczyk zerknął na Draco, a potem na Hermionę i zastanowił się chwilę. Miał wrażenie, że gdzieś już ją widział. Podrapał się po włosach i jak na zawołanie go oświeciło. Widział ją wczoraj na basenie i… rozmawiała z Draco!
— Ty ją znasz! Widziałem, jak wczoraj rozmawialiście! — wypalił, szeroko otwierając oczy.
Draco już miał coś odpowiedzieć, ale z opresji uratował go kobiecy krzyk:
— Tommy! O mój Boże, synku! — Dobiegła do nich kobieta w średnim wieku i od razu objęła dziecko za szyję. Potem obróciła głowę i krzyknęła: — Ted, znalazłam go!
Mężczyzna zerknął na nich z niedowierzaniem i szybko przybiegł we wskazane miejsce. Teraz Draco miał okazję przyjrzeć się rodzicom Tommy’ego. Wyglądali dość zwyczajnie i prawdę mówiąc, nie wyróżniali się z tłumu turystów. Poza tym opis, który podał chłopiec, był daleki od rzeczywistości. Kobieta miała na głowie niewielki słomkowy kapelusz, a mężczyzna błękitny podkoszulek.
— Mamusiu, dusisz mnie! — jęknął chłopczyk, który właśnie mocował się z matką, a ta wyglądała, jakby nie miała zamiaru wypuścić syna ze swych objęć.
Kobieta nawet się tym nie przejęła i zdawało się, że ścisnęła go jeszcze mocniej.
— Dlaczego nam to robisz, Tommy? Znowu nam uciekłeś! Zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo byliśmy przerażeni, gdy się zorientowaliśmy, że nie ma cię obok nas?
— Byłem z Draco! Chciałem zobaczyć zdjęcia! — usprawiedliwiał się chłopiec.
Rodzice popatrzyli po sobie, a potem na Draco, który patrzył na tę scenę obojętnym wzrokiem. Z jednej strony cieszył się, że odnaleźli swoje dziecko, ale z drugiej wiedział, że będzie musiał się z tego tłumaczyć, mimo tego, że nie zrobił nic złego. Tommy znowu sam do niego przyszedł. On nawet go do tego nie zachęcał. Widząc jednak przejęte wyrazy twarzy kobiety i mężczyzny, odchrząknął i powiedział:
— Proszę państwa, chciałbym coś wyjaśnić. Do niczego nie namawiałem waszego syna. Nie wiem, w jaki sposób wypatrzył mnie wśród tłumu turystów, ale pragnę dodać, że właśnie was szukaliśmy, chociaż Tommy trochę podkoloryzował to, jak państwo wyglądają. — Zerknął przelotnie na chłopca, który ewidentnie unikał jego spojrzenia. — Niemniej jednak mogą być państwo spokojni, ponieważ pod moją opieką nic złego mu się nie stało. Jest cały i zdrowy, chociaż niezły z jego psotnik.
Ojciec chłopca parsknął śmiechem.
— To prawda. Musimy mieć oczy dookoła głowy, żeby za nim nadążyć. Nie wiem, dlaczego tak się zachowuje. Może to ten klimat?
Draco roześmiał się krótko na słowa mężczyzny.
— Być może. Radziłbym jednak trochę bardziej go pilnować.
Kobieta skrępowana przytaknęła.
— Dziękujemy panu za pomoc. Zrobię wszystko, żeby Tommy już nam nie uciekł. Kochanie, przyrzekniesz mamusi, że już więcej nie będziesz rozrabiał? — zapytała, patrząc na syna.
Tommy podniósł wzrok i naburmuszył się trochę, zakładając ręce na piersi.
— Ja nie rozrabiam. Chcę się bawić, a nie nudzić! Przewodnik jest nudny i, i… ja nie chcę! Wolę obejrzeć zdjęcia!
Kobieta zmarszczyła czoło, próbując zrozumieć, o co chodzi jej synowi.
— Jakie zdjęcia, synku? Te, które zrobił tatuś?
Chłopiec pokręcił głową.
— Nie! Chcę zobaczyć te, które zrobił Draco! Miał mi je pokazać, jak was znajdziemy. Prawda, Draco?
Malfoy przełknął ślinę, widząc proszące spojrzenie Tommy’ego i zaskoczenie na twarzy jego matki. Jęknął cicho.
— Tommy nie chciał państwa szukać, więc powiedziałem mu, że pokażę mu wykonane przeze mnie fotografie zwierząt z Loro Parku. Ale myślę, że to może zaczekać, poza tym jeszcze nie sfotografowałem wszystkich okazów.
— Ale obiecałeś mi! — fuknął chłopczyk.
Dorośli popatrzyli na niego, nie do końca wiedząc, co powinni powiedzieć w takiej sytuacji. Prawdę mówiąc, nikt z nich nie chciał, aby poczuł się zawiedziony, dlatego trzeba było wymyślić alternatywne rozwiązanie.
Przez chwilę panowała cisza, ale wtedy niespodziewanie odezwał się Ted:
— Wydaje mi się, że najlepiej będzie, jeśli umówimy się z panem w hotelu i tam na spokojnie obejrzymy wszystkie zdjęcia z dzisiejszej wycieczki. Co ty na to, Tommy? — spytał, ale mały spuścił wzrok. — Oj, synku nie bądź zawiedziony. Będziesz miał szansę zobaczyć wszystkie zwierzęta i rośliny! A my przy okazji lepiej się poznamy.
Draco skinął głową, to samo uczyniła żona Teda.
— To bardzo dobry pomysł. Ewidentnie Tommy pana polubił i chcielibyśmy więcej się o panu dowiedzieć i dodatkowo podziękować za pomoc w samolocie. Teraz sobie przypomniałam, że Tommy wspominał pana imię. Nawet nie wiem, jak za to dziękować. Gdyby nie pan…
Draco machnął ręką.
— Nie ma za co dziękować. Przypuszczam, że każdy by tak się zachował, gdyby był na moim miejscu.
— Nie każdy, oj nie każdy — mruknął Ted. — Myślę, że powinniśmy już iść. Zapewne zobaczymy się w hotelu.
— Tak, racja. Chodź, synku. Pooglądamy lwy, co ty na to? — zagadnęła kobieta naburmuszonego chłopca, który ewidentnie nie był zachwycony perspektywą wspólnego spędzania czasu z rodzicami.
Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, łapiąc mamę za rękę. Przeszli kilka kroków i wtedy obrócił się do Draco, mówiąc:
— To cześć, zrób ładne zdjęcia. Wiesz takie… reprezentatywne.
Blondyn parsknął śmiechem, słysząc ostatnie wypowiedziane przez małego słowo.
— Jasne, postaram się, żeby były idealne — powiedział do dziecka, a potem przeniósł wzrok na jego ojca. — Do widzenia, miłego zwiedzania.
Mężczyzna skinął głową i cała trójka skierowała się do części, gdzie przebywały lwy. Draco przez chwilę śledził ich wzrokiem, ale potem westchnął głęboko i zerknął w przeciwnym kierunku. Prosto na Granger, która dalej zabawiała rozmową przewodnika. Zapewne to nie jest pierwszy raz, gdy jakiś nachalny turysta próbuje uzyskać od niego trochę informacji na temat przebywających tu zwierząt.
Ni stąd, ni zowąd Draco przypomniał sobie o nowym znajomym kobiety, z którym wczoraj prowadziła rozmowy. O dziwo nie było go w pobliżu, więc domyślił się, że go ignorowała lub mu się znudziła. Ale zaraz… przecież siedziała z nim w autobusie. Draco zaczął się rozglądać za tajemniczym facetem, którego imię brzmiało tak dziwnie, że nie był w stanie go sobie przypomnieć. Jak przez mgłę pamiętał jego wygląd, więc to w jakimś stopniu ułatwiło mu poszukiwania. Przez parę minut rozglądał się po turystach, próbując go zidentyfikować. Gdy już zaczynał tracić nadzieję na sukces, kątem oka zauważył mężczyznę pasującego do opisu, dlatego zmrużył oczy, aby dokładniej się mu przyjrzeć. Uśmiechał się szeroko i rozmawiał z jakąś blondynką. Tak, zdecydowanie to był on. Teraz Draco był niemal w stu procentach pewny, że Granger go ignorowała i dlatego znalazł sobie inne towarzystwo. Swoją drogą, ta dziewczyna wyglądała całkiem nieźle. Nie to, co Granger. Nie wiedział, gdzie pracuje, ale domyślał się, że dostała posadę w Ministerstwie, co przyczyniło się do tego, że haruje jak wół i zupełnie o siebie nie dba. Ale… co go to obchodzi? Kogo może obchodzić Granger? — zastanawiał się, karcąc swoją podświadomość. On ma ciekawsze rzeczy do robienia niż rozmyślanie o niej.
— Właśnie, mam robić zdjęcia, więc dupa w troki i do roboty — mruknął pod nosem, odwracając się na pięcie i kierując do strefy z szympansami. W końcu przed tą całą sytuacją z małym miał zamiar je sfotografować.
Zatrzymał się blisko barierki, ustawił aparat na wysokości wzroku, próbując zoptymalizować przy okazji rozdzielczość i pstryknął. Od razu obejrzał swoje dzieło, jednak nie było tym, czego oczekiwał. Rozmazane i nieostre zdjęcia nie są dobre — nawet on to wiedział. Nie zamierzał się poddawać i dlatego wykonał jeszcze kilka zdjęć z różnych miejsc. Niestety żadne nie spełniało jego oczekiwań. Domyślał się, że główną rolę odgrywa tu odległość od małp. Gdyby można było podejść bliżej… Mrużąc oczy, ocenił teren wokół strefy, szukając odpowiedniego miejsca. Odpadały barierki po lewej i prawej stronie, ponieważ wszędzie stali turyści, co bardzo utrudniało fotografowanie. Nagle ujrzał szczelinę między ścianą a boksem. Może dałby radę tam się wcisnąć? Podejrzewał, że właśnie tamtędy pracownicy parku wchodzą do małp, aby je nakarmić. Teraz nie kręcił się tam nikt z obsługi, więc Draco postanowił skorzystać z okazji. Wolnym krokiem, aby nie wzbudzić niczyich podejrzeń, przesunął się w kierunku wcześniej upatrzonego miejsca. Turyści zdawali się tego nie zauważać, więc trochę przyspieszył. Gdy był u celu, szybko złapał w dłonie aparat i zaczął ustawiać parametry. Szympans właśnie leżał na wielkiej gałęzi i łapał liście z sąsiedniej. Draco wychylił się do przodu i pstryknął. Chwilę później podziwiał swoje zdjęcie. Tym razem wyszło tak, jak chciał i według niego można je było uznać za reprezentatywne. Patrzył na nie, szeroko się uśmiechając, gdy usłyszał męski głos:
— Proszę pana, tu nie można wchodzić.
Podniósł wzrok i zauważył pracownika obsługi.
— Słucham?
— Z tego miejsca nie wolno fotografować zwierząt — powiedział spokojnym głosem.
Draco zacisnął usta w wąską kreskę, ale domyślał się, że ten facet nie da mu spokoju i bez żadnych skrupułów go stąd wyrzuci, jeśli będzie się stawiał.
Westchnął głęboko i powiedział:
— Dobrze, już idę.
Pracownik parku uśmiechnął się lekko.
— Mam nadzieję, że się panu spodoba to, co przygotowali treserzy w dalszej części parku.
— O tak, z pewnością. Do widzenia.
Mężczyzna skinął głową i przeszedł do budki stojącej przy wejściu. Draco w międzyczasie wyszedł ze szczeliny i skręcił w prawo, a stamtąd prosto do części pokazowej. Gdy był blisko zakrętu, usłyszał dziwny pisk. Zerknął w tamtą stronę i oczy o mało nie wyszły mu z orbit. Bramka, przy której robił zdjęcia, była otwarta, a małpy właśnie przez nią wybiegały… prosto na niego.
— O Merlinie! — szepnął i rzucił się pędem do ucieczki. Nie zastanawiał się nad tym, gdzie biegnie, chciał jak najszybciej stamtąd uciec. Zerknął przez ramię, ale na szczęście zwierzęta już go nie goniły. Zatrzymał się, próbując złapać oddech i zebrać myśli. Cieszył się, że uniknął starcia z tymi bestiami, ale jego radość trwała krótko, ponieważ przy okazji uzmysłowił sobie, że jakoś muszą dotrzeć do autobusu, a z tego, co pamiętał, to była to jedyna droga w tamtą stronę, więc dobrze by było, gdyby wszystko wyglądało jak wcześniej. Mugole mogliby wszcząć panikę, gdyby zauważyli biegające po ścieżce małpy i w sumie zaczęło go trochę zastanawiać, dlaczego jeszcze nikt nie zareagował. Chyba nie miał przewidzeń? Nie miał co liczyć na pracowników parku, bo pewnie zaganialiby je wieczność. Potrzebował wsparcia. Potrzebował… Granger.
Zacisnął usta, powstrzymując cisnące się na język słowa. Część jego próbowała uzmysłowić mu, że sam da sobie świetnie radę, ale ta racjonalna strona przypomniała o istotnym szczególe — nie miał przy sobie różdżki. Znając jednak Granger, ta jest przygotowana na wszystko, więc istnieje duże prawdopodobieństwo, że jakoś ją przemyciła. Musiał spróbować, bo to była jego ostatnia deska ratunku.

****

— Drodzy państwo, proszę o chwilę uwagi. Zaraz przejdziemy do części pokazowej, gdzie obejrzą państwo niezwykłe widowisko. Nieczęsto udaje się zobaczyć w akcji orki i delfiny. Mam nadzieję, że każdy z państwa będzie zachwycony. Zanim tam wejdziemy, chciałbym prosić o to, aby usiedli państwo na jednym sektorze trybun, który jest przeznaczony dla naszego hotelu. Wszyscy gotowi? W takim razie zapraszam za mną!
Obrócił się na pięcie i przeszedł alejką otoczoną egzotyczną roślinnością. Turyści rozglądali się wokół siebie, nie mogąc ukryć zachwytu, który pojawiał się na ich twarzach.
Wszyscy jęknęli z zadowolenia, przechodząc przez bramę i widząc przygotowany akwen. Wolnym krokiem przeszli dalej, cały czas rozglądając się dookoła siebie. Pracownicy parku wskazali przeznaczony dla nich sektor i turyści zaczęli zajmować miejsca. Oczywiście najszybciej zajęto te usytuowane najwyżej. Nikogo to nie dziwiło, ponieważ stamtąd był najlepszy widok.
Hermiona stała pośród marudzących osób, które ewidentnie nie były zadowolone z takiego obrotu spraw. Ona nawet się tym nie przejęła, ponieważ od razu planowała usiąść z przodu. Tak jak za dawnych, szkolnych czasów. Jednak z pewnych nawyków się nie wyrasta. Westchnęła głęboko i prześlizgnęła się obok dwóch rozmawiających ze sobą kobiet, aby usiąść na miejscu, które przypadkiem wypatrzyła. Gdy je zajęła, uśmiechnęła się lekko, ponieważ stąd miała podgląd na basen i piękny widok. Te kilka minut do przedstawienia wykorzystała na obserwację tego, co dzieje się dookoła. Widząc zakaz fotografowania, wcale się nie dziwiła — z jednej strony błyski fleszy mogą przestraszyć i oślepić zwierzęta, a z drugiej komercja — pamiątki i widokówki zawsze można kupić przed wejściem.
Powoli spojrzała przez ramię, orientując się, że turyści zajęli już wszystkie miejsca, co oznaczało, że przedstawienie niedługo się zacznie. Podekscytowana zerknęła na scenę, gdzie pojawiła się kobieta z mikrofonem w ręku. Nie tylko Hermiona ją zauważyła, momentalnie widzowie ucichli.
— Witam państwa na niezwykłym morskim przedstawieniu. Dzisiaj obejrzą państwo pokaz umiejętności naszych podopiecznych — orek Niny i Toma oraz delfinów Flippera i Daisy. Ich trenerzy pracują z nimi od kilku lat, zwierzęta i ludzie bardzo się z sobą zżyli, ale aby się o tym przekonać, należy to zobaczyć. Mam nadzieję, że to show pozostanie w państwa pamięci na długo. Serdecznie zapraszam i życzę dobrej zabawy!
Po trybunach rozniosły się oklaski i krzyk pełen ekscytacji. Każdy z obecnych ze zniecierpliwieniem czekał na pokaz umiejętności morskich zwierząt. Nawet Hermiona, która nie była zwolenniczką zniewolenia i tresury, w głębi siebie była ciekawa tego, co te stworzenia potrafią. Przewodnik dokładnie wyjaśnił jej, w jaki sposób trafiły do parku i w jakich warunkach żyją. Początkowo nie była przekonana, że są tu szczęśliwe, ale mężczyzna opowiadał tak przekonująco, że postanowiła dać im szansę i samemu się przekonać.
Nagle puszczono muzykę, zwiastującą początek przedstawienia, dlatego Hermiona wyprostowała się i czekała. Turyści szemrali z podniecenia i wtedy na podest wyszła jedna z trenerek, po czym nisko się ukłoniła. Została przywitana owacjami, jednak wszyscy czekali na bohaterów przedstawienia — orki. Niestety nigdzie nie było ich widać. Hermiona domyślała się, że organizatorzy po prostu stopniują napięcie i zwierzęta pokażą się w najmniej spodziewanym momencie. Pomimo tego ciekawość wzięła górę i wychyliła się do przodu, chcąc dostrzec jakikolwiek ruch w wodzie. Nie widząc nic, wróciła do poprzedniej pozycji. Zrezygnowana, przelotnie zerknęła w prawo i aż oniemiała z szoku.
— Malfoy!?
Draco uśmiechnął się lekko i wskazał na nią palcem.
— Niezła dedukcja, Granger.
— Co ty tu robisz?
— To, co inni. Będę oglądał przedstawienie. Jeszcze się nie zaczęło? — spytał, udając zainteresowanie.
— Jak widać, nie, ale nie o to pytałam. Pytanie brzmi: dlaczego siedzisz obok mnie? — jęknęła, próbując powstrzymać złość kumulującą się w jej żyłach.
Draco westchnął, patrząc na nią przenikliwie.
— Gdybyś obserwowała wszystko, co ma miejsce wokół ciebie, wiedziałabyś, że w tym sektorze jest tylko jedno wolne miejsce. Pech chciał, że znajduje się tuż obok ciebie. Jednakże pragnę zaznaczyć, że przyjechałem tutaj tym samym autobusem co ty, mieszkam w tym samym hotelu co ty, na tym samym piętrze co ty i nawet w sąsiednim pokoju, co nadal nie mieści mi się w głowie, ale chciałbym ci przypomnieć, że bodajże wczoraj wieczorem zawarliśmy coś w rodzaju ugody, więc może powstrzymasz swój temperament i zapomnisz o uprzedzeniach z przeszłości, abyśmy mogli czerpać radość z oglądania, tego jakże cudownie zapowiadającego się, widowiska. To jak, umowa?
Hermiona zamrugała kilka razy, chcąc zrozumieć przesłanie płynące z jego wypowiedzi. Niechętnie musiała przyznać mu rację, ponieważ bardzo dobrze pamiętała rozmowę z poprzedniego wieczora i ich rozejm, który nawiasem mówiąc, sama zaproponowała. Zerknęła przelotnie za siebie i zorientowała się, że miał rację także w tym, iż tylko miejsce obok niej było puste.
Jęknęła cicho i wymamrotała:
— Dobrze, masz rację. Nie powinnam tak cię atakować, przepraszam. Oczywiście możesz koło mnie siedzieć…
— Och, dziękuję! To bardzo miłe z twojej strony — wtrącił kpiącym tonem.
— Ale tylko wtedy, jeśli nie będziesz mi przeszkadzał w oglądaniu.
Patrzyli na siebie przez chwilę. Draco miał ochotę jej się odgryźć, ale wiedział, że będzie potrzebował jej pomocy, dlatego starał się zachować spokój. Hermiona natomiast pragnęła jedynie w spokoju obejrzeć widowisko, a sama jego obecność momentalnie podnosiła jej ciśnienie.
W końcu Draco przytaknął i mruknął:
— Jasne, rozumiem. Nie będę się odzywał.
— Fantastycznie. — Hermiona uśmiechnęła się z satysfakcją, a potem usłyszała jęk turystów i zerknęła na basen, w którym szybko poruszała się woda. — Och, zaczyna się.
Malfoy prawie niezauważalnie przewrócił oczami, ponieważ w ogóle nie był zainteresowany tymi morskimi zwierzętami, ale czego nie robi się, aby zyskać sojusznika w walce z brutalną teraźniejszością?
Tymczasem z błękitnej wody wypłynęła ogromna orka, co spowodowało kolejną falę zachwytu. Treserka zagwizdała przez gwizdek i wykonała ruch ręką, dzięki czemu zwierzę wykonało żądaną ewolucję. Następnie zaprezentowały serię trudnych trików, a każde z nich turyści nagradzali brawami.
Kilka minut później praktycznie wszyscy widzowie byli zafascynowani umiejętnościami orek i wpatrywali się w nie, nie ukrywając zachwytu. Jedynie Draco siedział na swoim miejscu, patrząc na show wzrokiem pozbawionym emocji. Pragnął stąd uciec, jak najszybciej się da. Zerknął na zegarek, który wskazywał dość wczesną godzinę, jednak on nie miał czasu czekać. Trzeba było działać natychmiast. Popatrzył na Hermionę, wpatrującą się w lecące nad wodą zwierzę. Zdawał sobie sprawę z tego, że kobieta nie pomoże mu ot tak. Musiał wymyślić jakiś sensowny powód. Chwilę się zastanowił, a potem zapytał:
— Granger, wiesz może, co mamy zwiedzać po przedstawieniu?
Nie odpowiedziała od razu, ponieważ z chwilą, gdy pytał, zwierzęta pokazywały kolejną trudną sztuczkę, ale gdy tylko skończyły, odwróciła twarz w jego kierunku.
— Przewodnik mówił, że świat pingwinów i Podwodny Raj.
— Ach, a wracamy inną ścieżką, czy tą samą? Mam na myśli czy przechodzimy obok części ze zwierzętami.
Patrzyła na niego, marszcząc czoło. Podświadomie starał się zachować kamienną twarz, aby zbyt wcześnie się nie pogrążyć.
— Gdybyś obserwował ścieżkę, którą tutaj szliśmy, wiedziałbyś, że po prawej stronie był znak na Podwodny Raj, więc to logiczne, że będziemy tamtędy wracać. A dlaczego pytasz?
Szczerze mówiąc, nie był przygotowany na takie pytanie, dlatego musiał migiem wymyślić wiarygodne uzasadnienie. Wyprostował się i wtedy poczuł aparat wiszący na jego szyi. Uchwycił go w dłoń i uśmiechnął się szeroko.
— Zdjęcia. — Hermiona uniosła jedną brew, nie podążając jego tokiem rozumowania, dlatego wyjaśnił: — Chciałem zrobić jeszcze kilka zdjęć. Wiesz, że wychodzą mi całkiem nieźle? Może nie są idealne, ale z czasem nabiorę wprawy i będę mógł bez wahania wszystko fotografować jak ci Chińczycy. Swoją drogą, to bardzo wciągające zajęcie. I co najważniejsze, odstresowujące, więc powinnaś spróbować.
— Jasne… — Popatrzyła na niego, mrużąc oczy. Podświadomość podpowiadała jej, że nie do końca jest z nią szczery. Zresztą czy kiedykolwiek był? Postanowiła zaryzykować. — Dlaczego mam wrażenie, że coś ukrywasz?
Jego oczy otworzyły się szerzej, a żyłka na skroni zaczęła pulsować przyspieszonym rytmem.
— Ja? Skądże znowu.
— Malfoy…
— Mówię prawdę i nic nie kombinuję. Serio, Granger, mogłabyś mi zaufać — mruknął z oburzeniem.
Przewróciła oczami.
— Zaufać? Tobie? Błagam, nie jestem aż tak zdesperowanym człowiekiem. Wiem, że nie znamy się zbyt dobrze, w sensie nie znamy się tak naprawdę, ale przez te kilka lat wspólnego przebywania w szkole, nauczyłam się rozpoznawać, kiedy mówisz prawdę, a kiedy łżesz jak z nut i dlatego zapytam jeszcze raz: dlaczego tak bardzo interesujesz się tamtą częścią? I ani mi się waż opowiadać historyjek o fotografowaniu dzikich zwierząt, bo ja tego nie kupuję.
Draco zmrużył oczy, niedowierzając, że ona tak szybko go rozszyfrowała. Cóż, nie ma sensu dłużej tego ukrywać. Pora zmierzyć się z prawdą.
— Dobra, wypytuję o nią, ponieważ będziemy tamtędy wracać — powiedział, lecz Hermiona wyłapała lekkie zawahanie w jego głosie.
—  I…? — spytała, nachylając się w jego stronę.
— Ech, obawiam się, że powrót tamtędy może być nieco utrudniony, ponieważ w wyniku nieoczekiwanego ciągu zdarzeń, wydarzyło się coś, co w niedługim czasie może zaburzyć ciszę i spokój panujące w tym jakże egzotycznym i pięknym miejscu.
Hermiona zamrugała i zerknęła na niego z niedowierzaniem.
— Co konkretnie masz na myśli?
Draco westchnął przeciągle.
— Robiłem zdjęcia szympansom no i przypadkiem, naprawdę przypadkiem, otworzyłem wejście do ich zagrody.
— ŻE CO?! — krzyknęła mu do ucha.
Potarł je ręką i pokręcił karcąco głową.
— Ciszej kobieto, wszyscy ludzie się na nas patrzą. A poza tym nie zrobiłem tego specjalnie.
Prychnęła z irytacją.
— Jasne już kolejny raz słyszę takie usprawiedliwienie płynące z twoich ust. Czy to nie dziwne, że znowu w to nie wierzę?
— Jesteś przewrażliwiona i nie ufasz ludziom.
— Och, serio? Ja jestem histeryczką, tak? Czy nie powinieneś być w innym miejscu i próbować zapobiec zbliżającej się katastrofie?
Znowu wskazał na nią palcem.
— Owszem, powinienem, ale jestem tutaj, ponieważ potrzebuję twojego wsparcia. Wiesz, we dwoje szybciej sobie z tym poradzimy.
Utkwiła w nim swój wzrok, nie mogąc wyjść z podziwu, jak bardzo potrafi być bezczelny.
— Podaj mi chociaż jeden powód, dlaczego powinnam ci pomóc. — mruknęła, a on udał, że myśli nad odpowiedzią, chociaż tak naprawdę znał ją od początku. — Długo mam jeszcze czekać?
— Nie mam przy sobie różdżki — oświadczył.
Przez chwilę myślała, że żartuje, ale powaga rysująca się na jego twarzy spowodowała, że szybko zrozumiała, że w tej sytuacji nie ma czasu na żarty.
— Och, na litość boską! Masz wielkie szczęście, że ja swoją schowałam do torebki. Naprawdę, Malfoy, nie wiem, gdzie ty masz rozum. Zdajesz sobie sprawę z tego, jak wielkie szkody mogą narobić te zwierzęta? Najgorsze jest to, że to nie Hogwart i nie można ot tak za pomocą czarów wszystkiego odbudować.
— Tak, tak, wiem, będziesz mogła mnie pouczać po drodze, teraz nie mamy na to czasu — wymamrotał, łapiąc ją za ramię i ciągnąc w stronę bramy. Była tak zaskoczona jego zachowaniem, że początkowo nawet nie protestowała. Jednak gdy wyszli na ścieżkę, wyrwała się i popatrzyła na niego morderczym wzrokiem.
— Całkowicie odjęło ci rozum, Malfoy? Wyprowadziłeś mnie stamtąd, jakbym była za coś ukarana, a przynajmniej w moim odczuciu to tak wyglądało.
Draco przewrócił oczami.
— Daję ci możliwość uratowania świata. Czy możesz okazać chociaż trochę wdzięczności?
— Za co mam być ci wdzięczna? Za to, że zachowałeś się tak nieodpowiedzialnie i prawdopodobnie doprowadziłeś do katastrofy?
— A jeśli o tym mowa, powinniśmy się pospieszyć, nie ma czasu na morały. Zrobisz to później, okej? — zaoferował, po czym ruszył przed siebie. Kiedy zorientował się, że z nim nie idzie, spojrzał za siebie i krzyknął: — Co tak stoisz? Nie mamy czasu!
Hermiona warknęła z irytacją i przyspieszyła kroku. Dogoniła go, gdy minęli ogrodzenie „Przepraszamy, chwilowo zamknięte” i „Zakaz wstępu nieupoważnionym”. Gdy była blisko niego, powiedziała:
— Czy ty myślisz, że możesz mi rozkazywać? Niedoczekanie! Bardzo dobrze wiem, że muszę posprzątać bałagan, który stworzyłeś. Poza tym nie mogę zrozumieć, dlaczego nie wziąłeś ze sobą róż… O Merlinie!
Stanęła jak wryta, niedowierzając własnym oczom. Właśnie znajdowali się w strefie dzikich zwierząt, ale to, co tam zastali przerosło wszelkie oczekiwania. Szympansy były dosłownie wszędzie: na drzewach, barierkach i uchwytach na ścianach. Biegały po ścieżce, a jeden uciekał pracownikowi parku, który próbował go złapać. Hermiona pobieżnie oceniła sytuację, chcąc oszacować ich szanse na powodzenie jakiegokolwiek planu, którego prawdę mówiąc, nie miała.
Zerknęła na Draco, który był blady jak ściana. Chrząknęła, aby zwrócić na siebie jego uwagę. Chwilę mu zajął powrót do rzeczywistości.
— Masz jakiś pomysł? — zapytała.
Wzruszył ramionami i uśmiechnął się półgębkiem.
— Obawiam się, że nie. Wiesz, podświadomie miałem nadzieję, że ty zaskoczysz mnie swoją błyskotliwością i pokażesz swój gryfoński instynkt przetrwania. I w ogóle.
Zmarszczyła czoło.
— Ach, czyli mam rozumieć, że to ja mam wykonywać czarną robotę, a wielki arystokrata będzie podpierał filar i patrzył? — spytała ironicznie, a on otworzył usta, aby coś powiedzieć, jednak nie pozwoliła mu na to. — Nie wykręcaj się nieposiadaniem różdżki. To nie jest racjonalny powód.
— Czyżby?
— Owszem. Słyszałeś kiedykolwiek o magii niewerbalnej? Oczywiście to bardzo trudna sztuka i potrzeba czasu, aby się jej nauczyć...
— Fantastycznie — przerwał jej w połowie słowa.
Czuł się bardzo dziwnie ze świadomością, że zapomniał, po prostu zapomniał, o innych możliwościach. Żyjąc w mugolskim Londynie, nie miał możliwości dalszej magicznej edukacji i teraz to się na nim mściło. Szkoda tylko, że Granger musiała tak dobitnie to wypomnieć. Teraz jednak jego duma schodziła na dalszy plan, ponieważ trzeba było opanować panujący tu chaos. Zagryzł wargi, licząc w myślach do dziesięciu, a potem popatrzył na Hermionę.
— Jak mogę ci pomóc?
Była wyraźnie zaskoczona jego pytaniem, ale pomimo tego uśmiechnęła się lekko i gestem wskazała pracownika parku.
— Poczekamy, aż pójdzie do dyżurki. Wyraźnie sobie nie radzi, więc postanowi wezwać posiłki. To znaczy, zadzwonić po innych. W tym czasie przywołam szympansy do zagrody, a ty będziesz stał na czatach i w razie czego będziesz interweniował. Jakieś pytania?
— Skąd pewność, że on stąd pójdzie?
Wzruszyła ramionami.
— Przeczucie.
Oboje utkwili wzrok w pracowniku parku, który ocierał pot z czoła i patrzył na zgraję małp z przerażeniem. Biegał za nimi od kilku minut i tracił już siły. Kiedy odetchnął głęboko i poprawił czapkę na czole, Hermiona uśmiechnęła się lekko.
— Zaraz to zrobi — wyszeptała.
Zanim Draco zdążył cokolwiek powiedzieć, mężczyzna odwrócił się na pięcie i poszedł w kierunku dyżurki. Nie mając czasu na zastanawianie, Hermiona wyskoczyła zza filaru i podbiegła do zagrody. Draco stanął po drugiej stronie i wypatrywał mugoli. Kobieta wyjęła różdżkę z torebki i wskazała nią na najbliżej znajdującą się małpę, która w ogóle się tego nie spodziewała. Lecąc w powietrzu, wymachiwała łapami i piszczała, jednak Hermiona to ignorowała. Gdy usadziła ją na jednym z drzew w zagrodzie, zaczęła lewitować kolejne. Niektóre nie stawiały oporu i bez problemu pozwalały na lewitowanie, ale były także takie, które postanowiły trochę wojować. Na szczęście mimo problemów i siniaków, które znalazły się na rękach Draco, udało się zamknąć szympansy w ich zagrodzie.
Kiedy Hermiona stanęła blisko przejścia do dalszej części parku, na ścieżce pojawił się zszokowany opiekun zwierząt. Rozglądał się dookoła siebie, niedowierzając w to, co widzi. Parę minut temu panował tu istny sajgon, a teraz wszystkie małpy znajdowały się w swoich boksach. Nagle popatrzył przed siebie, zauważając Draco i Hermionę, którzy udawali, że zgubili drogę. Kobieta szybko wyciągnęła przewodnik z torebki i zaczęła go przeglądać. Ukradkiem zerknęła w bok i aż jęknęła, gdy dotarło do niej, że mężczyzna zmierza w ich kierunku. Wymieniła z Draco porozumiewawcze spojrzenia.
— Wiesz, to chyba nie tutaj. Ech, to wszystko twoja wina! Zgubiliśmy się! — krzyknął Draco, drapiąc się po głowie.
Hermiona przewróciła oczami.
— O tak, zawsze najlepiej jest zrzucać winę na bezbronną osobę! O ile pamiętam, to ty nalegałeś, żeby skręcić w prawo, a tymczasem Podwodny Raj znajduje się po drugiej stronie! O zobacz na mapę. — Podsunęła mu mapę pod nos, tak blisko, że nie miał możliwości nic przeczytać. Właśnie wtedy podszedł do nich pracownik parku. Hermiona uśmiechnęła się szeroko. — O, zobacz, ten pan tutaj pracuje! Przepraszam, czy mógłby nam pan wskazać drogę do Podwodnego Raju, bo ten tutaj ma problemy z orientacją w terenie i wydaje mi się, że zaszliśmy za daleko…
Mężczyzna zmarszczył czoło i przez chwilę mieli wrażenie, że nie wierzy w żadne z ich słów, ale na szczęście ich obawy okazały się bezpodstawne.
— Muszą państwo się cofnąć i przy rozwidleniu skręcić w prawo, a potem minąć klatki z papugami i zejść po schodach do podziemi. Tam ktoś z pracowników wskaże odpowiednią drogę.
Hermiona się rozpromieniła.
— Dziękuję. Ha, widzisz, miałam rację! Ale ty jak zwykle mi nie wierzysz — mruknęła do Draco, który machnął ręką.
— Dobra, dobra, chodź już. Do widzenia— pożegnał się, powoli odwracając się w stronę ścieżki.
Hermiona chciała coś jeszcze powiedzieć, ale widząc wzrok blondyna, odpuściła i oboje wolnym krokiem szli w stronę rozwidlenia, zostawiając mężczyznę samego ze swoimi myślami. Gdy przeszli kilka kroków, Draco zerknął przez ramię, ale nikogo za nimi nie było, dlatego skręcili w lewo do części pokazowej. Usłyszeli harmider i w pierwszej chwili pomyśleli, że właśnie są pokazywane efektowne ewolucje, a to owacja widowni. Jednak okazało się, że przedstawienie dobiegło końca i turyści tworzyli grupy, aby móc obejrzeć kolejne atrakcje.
Hermiona była zawiedziona takim obrotem spraw. To, co do tamtej pory widziała na pokazie, podobało się jej i domyślała się, że delfiny także popisywały się niezwykłymi umiejętnościami. Zerknęła przelotnie na Draco.
— Skończyło się. Przez twój wybryk nie miałam możliwości obejrzeć pokazu…
Mężczyzna prychnął pod nosem.
— Och, błagam, nie rób z tego takiej tragedii. Odkąd to jesteś fanką tresury i przedstawień? Naprawdę niewiele straciłaś, a poza tym miałaś możliwość się wykazać, czyż to nie wspaniałe? — zapytał ironicznie, przechodząc w stronę grupy. Kiedy był w połowie drogi, odwrócił się na pięcie i dodał: — A jeszcze jedno: dzięki za pomoc!
Hermiona zamrugała dwa razy, próbując zrozumieć jego słowa. Gdy dotarł do niej ich sens, uniosła głowę ku niebu, zastanawiając się, kim jest ten człowiek wyglądający jak Malfoy, bo z pewnością nie jest to ten prawdziwy, którego znała.

****

Draco siedział na łóżku i przeglądał zrobione przez siebie zdjęcia. Większość z nich nadawała się do kosza, ale kilka prezentowało się całkiem nieźle. Przyglądał im się z fascynacją. Nagle zmrużył oczy i przybliżył do siebie aparat. Na jednym ze zdjęć znajdowała się Granger. Wykonał je w Podwodnym Raju, kiedy obserwowała pływające w wodzie orki. Jednak to nie one go zaskoczyły, tylko Granger, a konkretnie jej uśmiech — prawdziwy uśmiech. Jej oczy błyszczały radością i musiał przyznać, że przyjemnie się patrzy na ten widok. Kąciki jego ust uniosły się nieznacznie do góry.
— Ładne zdjęcie, Granger — mruknął pod nosem, chowając aparat do szuflady.
_________

Witajcie :) Po kilku miesiącach wracam z nowym rozdziałem tej wakacyjnej historii. Ostatnie tygodnie i miesiące były dla mnie wielkim wyzwaniem, ponieważ oprócz swoich historii zajmuję się tłumaczeniami, betowaniem i mam także swoje pokręcone życie, w którym ostatnio wiele się dzieje. Ale mimo wszystko mam nadzieję, że fani LML jeszcze tutaj są, ponieważ teraz rozdziały będą się pojawiały częściej. Nie mówię tego, ponieważ jest mi głupio z powodu tak dużej odległości między publikacjami (jest mi głupio i to bardzo), ale dlatego, bo planuję już kolejny rozdział i zrobię naprawdę wszystko, aby w niedługim czasie go napisać.
Jestem ciekawa wrażeń po tej części. Podzielcie się nimi w komentarzach. Będzie mi bardzo miło. :)
Tyle ode mnie. Czeka na mnie nowy odcinek serialu, więc życzę wszystkim udanego tygodnia. Enjoy!

6 komentarzy:

  1. Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale powoli wracam do blogosfery. Nadrabiam zaległości, a za jakiś czas zapraszam do mnie!
    Pozdrawiam cieplutko c:
    [sevfiction.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że wracasz. Przy okazji zapraszam na swoje opowiadania no i na LML najlepiej od początku, bo trochę było przerwy ;)
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Dobrze, że nadal jako tako teoretycznie mam wakacje, bo gdybym przeczytała ten rozdział w październiku, to by mnie dopadła totalna chandra i załamanie!
    Super, że trzymasz się tego wakacyjnego klimatu, wycieczek, zoo, zdecydowanie fajnie się to czyta, gdy za oknem taka pogoda. Ekscytująca się, nakręcona jak katarynka Hermiona też wywołała uśmiech na mojej twarzy. :) A na Mateo marszczę nos, meh.
    W ogóle szablon prześlicznie letni, ma tylko jeden minus - kursywę. Jest ona tragicznie nieczytelna. :<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten rozdział powstał w lipcu, więc nie czułam się dziwnie podczas tworzenia go, ale gdy przyszło mi go czytać tuż przed publikacją, było dość dziwnie. Może dlatego, że za oknem plucha i szarości?
      Fajnie, że Ci się podobało. Bardzo mnie to cieszy. Ach, paplająca Hermiona to mój ulubiony fragment! To takie życiowe i w ogóle. Mateo to taki typ, który jeszcze nie raz będzie się kontaktował z Hermioną, ale o tym później ;)
      Wiem, że z tą kursywą jest problem. Mia próbowała coś z tym zrobić, ale nie udało się :/ Trzeba to będzie przeboleć. Na szczęście nie używam jej zbyt często.
      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz

      Usuń
  3. #ŚwieżakiKG

    Co prawda Last Minute Love znam już od długiego czasu, ale korzystając z tego, że Twoje opowiadanie pojawiło się w Świeżakach i akurat miałam jeden rozdział do nadrobienia, postanowiłam na tym skorzystać! :D
    Rozdział czytało mi się bardzo przyjemnie! Jest bardzo długi, dlatego czytanie podzieliłam sobie na trzy części, dzięki czemu wracałam do czytania z ogromnym zaciekawieniem. Uwielbiam ten klimat, który tu tworzysz — wakacje, wakacje! Swoje już kończę, ale kiedy czytam o Teneryfie, już myślami jestem na wyspie.
    Tommy jest słodkim dzieckiem, ale zdecydowanie zbyt natrętnym! Czasem jednak dzieci są na swój sposób męczące i okazuje się, że to dla nich typowe. Och, nadal nie wiem co robię na pedagogice. :D
    Zdecydowanie najlepszy fragment z tego rozdziału? Z pewnością akcja z małpami haha, kiedy Draco i Hermiona musieli z powrotem umieścić w zabezpieczonym terenie. Najbardziej jednak spodobał mi się dialog między nimi, kiedy usiłowali się dogadać w trakcie przedstawienia — płakałam ze śmiechu! Naprawdę świetnie Ci to wyszło, bardzo naturalnie.
    Końcówka sprawiła, że taaaak się uśmiechnęłam. Piękny, słodki fragment, który możliwe, że jest zapowiedzią czegoś większego. I naprawdę już nie mogę się tego doczekać! Chcę więcej fragmentów HermionaxDraco, więcej zabawnych sytuacji, więcej klimatu wakacji... nie żeby już ich nie było, ale po prostu chcę kolejny rozdział i kolejną dawkę Teneryfy! :D
    Mam nadzieję, że nowość już się pisze!

    Buziaki,
    M.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wreszcie udało mi się nadrobić zaległy rozdział!
    Nawet nie wiesz, jak przyjemnie czytało mi się tą część historii! Na dworze zimny, listopadowy wieczór - a ja mogłam chociaż na chwilę przenieść się w ciepłe kraje.
    Na dodatek opis parku przywołał moje wakacyjne wspomnienia!
    Hermiona jest kanoniczna w 100% - te jej ciągłe pytania i chęć zdobywania wiedzy! Biedny przewodnik...
    Meteo - dobrze, że tak szybko okazał swoje prawdziwe oblicze. Będziemy miały go z głowy ;)
    Draco - podoba mi się jego kreacja tutaj. Nie jest przerysowany, jest bardzo realny. Tak właśnie mogła ewoluować ta postać. :)
    Mam nadzieję, że nowy rozdział pojawi się już niedługo - by znów ocieplić aktualną aurę.

    Pozdrawiam, życząc czasu i weny!

    Olivia Storm

    OdpowiedzUsuń

Szablon